piątek, 11 października 2019

Drugie skrzypce

Tuż po przyjściu na świat pierwszym środkiem poruszania się każdego jest wózek. Za czasów mojego dzieciństwa, lub osób w zbliżonym wieku były to zazwyczaj dwa osobne pojazdy. Najpierw gondola, potem parasolka. Jeździłam w nich bez sprzeciwów. Do pewnego czasu.
Drugi typ jest powszechnie akceptowalny u małego dziecka, przecież to takie naturalne. Niestety im człowiek starszy tym z tym gorzej.
Widziałam pytania „co jest tej dziewczynce?” wypowiedziane w sposób zarówno werbalny jak i niewerbalny. Będąc dzieckiem stopniowo dojrzewałam do odpowiedzi „Ja tylko nie chodzę”, któreJ hołduje od bardzo dawna. Pozostało znaleźć genezę w swoim wnętrzu, czasem z pomocą.
Zapadł werdykt o zmianach, podjęty w gronie terapeutyczno rodzinnym. Miałam zamienić bryczkę. Ze spacerowej na taką z kółkami po bokach do pchania rękami. Wreszcie mogłam poruszać się samodzielnie. Mieć wpływ, gdzie chcę być w danym momencie, choćby w minimalnym zakresie. Do możliwości wyboru ubioru, co mam ochotę zjeść, wypić w jakich ilościach doszedł jeszcze jeden. Trzeba było tylko się wzmocnić dzięki ćwiczeniom. Nadszedł okres dojrzewania. Mimowolnie zyskałam nowy wygląd i sprzęt pomocniczy.
Aktywnego towarzysza. On mnie nie zasłania czy przysłania. Wręcz przeciwnie. Zawsze gra drugie skrzypce. Od kilkunastu lat z tym samym niegasnącym uśmiechem.
Wspomniany rodzaj wózka inwalidzkiego w pierwszej kolejności pozwolił zobaczyć postronnym postury. Nastolatki i młodej kobiety, którą byłam i jestem. Chciałabym, aby tak właśnie mnie postrzegano. Dziękuje tym oczom, które to zauważają.

środa, 2 października 2019

Wysokość ma znaczenie

Zastanawialiście się kiedyś jaki wpływ na życie każdego z nas ma długość? Nie chodzi mi tutaj o statusy europejskich monarchii. Ten rodzaj miary ma dla mnie bardziej indywidualny wydźwięk.
Stały siedzący tryb codziennego funkcjonowania sprawia, że mój poziom postrzegania wszystkiego wokół jest odrobinie niższy niż u stojącego przedstawiciela gatunku ludzkiego. Jak to obejść? Proszę, aby rozmówca usiadł obok lub kucnął naprzeciwko. Spowodowane jest to nie tylko dobrym wychowaniem. Znacznie ważniejsza jest perspektywa wspólnej płaszczyzny kontaktu. Świadcząca o szacunku. W wielu instytucjach publicznych jest już stanowisko z niżej położonym blatem. Wówczas żadna ze stron nie powinna czuć nadmiernej krępacji. Osoby chodzące, które cenią sobie moje troszeczkę zwariowane towarzystwo, doskonale zdają sobie z tego sprawę. Po okresie spędzonym wspólnie ze mną, niezależnie od jego natężenia, przyjmują wymienioną pozycje w sposób naturalny.
Podobnie wygląda kwestia podchodzenia od tylu. Chyba nikt z nas nie lubi być narażony na ewentualny niepotrzebny stres. Kiedy ktoś tak zaskakuje nie zawsze odczuwam komfort psychiczny. W takich okolicznościach zastanawiam się jaką postawę powinno przyjąć ciało. Płochliwej sarenki nastawionej na błyskawiczną chęć odwrotu lub przyjaźnie nastawionego niedźwiadka oczekującego na objęcie. Każdy z nas powinien sam decydować na ile dopuszcza drugiego człowieka. Pozwolenie na poszczególne gesty konkretniej osobie, nie oznacza zgody dla innej. Na szczęście jest też wiele osób, które działają intuicyjnie. Takie nastawienie najbardziej wzrusza.

piątek, 13 września 2019

Niewzorcowa

Przyszło nam funkcjonować w dość zaskakujących okolicznościach.  Zewsząd otaczają nas utarte wyobrażenia. Często krzywdzące i niesłuszne. Nie tylko te etniczne, ale również społeczne. Niezmiernie mnie to zaskakuje. W pewnym sensie jestem przedstawicielką określonej społeczności. Wiem jakie są powszechne oceny osób z niepełnosprawnością przez znaczną część zwykłych zjadaczy chleba. Zwłaszcza takich niemających stałego kontaktu z wymienioną mniejszością. Roszczeniowi, którym wszystko się należy. Ten wizerunek zdaje się być poczytniejszy, bardziej widoczny.
Ci skromniejsi giną zazwyczaj wśród tych rozpychających się łokciami. Niestety.
Dlaczego wciąż rządzą nami stereotypy zamiast prawdziwa chęć poznania drugiego człowieka? Przecież to takie… proste.
Pytanie retoryczne.
Pamiętam zszokowane miny otoczenia, kiedy to okazywało się w rozmowie, że kontakt z muzułmanami może być czymś przyjemnym. Dla osoby publicznej, w moim położeniu, można być zwyczajnym fanem a nie kimś kto prosi o wsparcie na leczenie. Cieszyć się, iż nie będę beneficjentem pewnego programu.
Nie jestem sztampowa, lecz autentyczna. Wygłaszam sformułowania, z którymi większość osób może się nie zgadzać. Nie wstydzę się zarówno siebie, własnego ciała oraz tego jak i czym się poruszam. Gdyby tak było to miejsce nie istniałoby w sieci. Nie dbam jednak o poczytność lub udostępnianie. To dzieje się bez mojego udziału. Znajomi czy też nieznani mi ludzie wspierają w okresie podatkowym, ponieważ wiedzą jaka jestem. Otwarta i szczęśliwa.

niedziela, 8 września 2019

Asymilacja (nie)pełnosprawna

Zapewne większość z was zdążyła się już zorientować ze zdjęć czy niektórych wpisów tutaj zamieszczonych iż moje szczenięce poczynania przypadły na wczesne lata dziewięćdziesiąte. Wszystko się wówczas zmieniało w naszym kraju, rodziło jakby na „nowo”. Okres, w którym zabawy w zasadzie wyznaczała kreatywność i wyobraźnia. Czas, gdzie pewne rzeczy trzeba było stworzyć od podstaw. Często metodą prób i błędów. Jak w tym wszystkim ma się odnaleźć ktoś ze sporymi kłopotami werbalnymi, ruchowymi i manualnymi?
Piję sama
Asymilacja na wielu płaszczyznach. Oto jest odpowiedź. Gdy moi „chodzący” członkowie rodziny, koleżanki i koledzy grali w typowe gry podwórkowo ruchowe, jako ich pełnoprawny uczestnik, byłam sędzią. Takim ostrym, który nie naginał zasad w żadną ze stron. W grze „Twister” mogłam wymyślać dla współgraczy najbardziej oryginalne figury. Całkiem legalnie. Rozumieli mnie. Bardzo rzadko okazywałam im wtedy swoje dobre serce, co w ostatecznym rozrachunku wywoływało mnóstwo szczerego śmiechu zgromadzonych.
Kiedy trzeba było mieć w zeszycie „wróżbowym” następny „wzór” na konkretne części ciała malowałam je słowem. Ktoś inny przekładał wizje na papier. Podobnie powstały „Złote myśli”. Ozdabiania ścian? Padały pytania „gdzie”? oraz „którego?”, wówczas najczęściej słyszane z ust kuzynki. Wskazywałam miejsce i wokalistę. Upodobanie do złotowłosych z niezwykłymi gardłami trwa.
Przystosowanie fizyczne wymagało odrobinę większego zaangażowania. Ale dałam radę. Pragnienie zbytniego nieodstawania od reszty było zbyt silne. Wiecie motywacja. Pod postacią rozrywki, smaku zapachu. Tak kusiła, że nawet tą swą nie do końca sprawną łapką nauczyłam się obsługiwać tradycyjne oprzyrządowanie komputera lub poszczególnych elementów zastawy stołowej.

Piszemy ;)
Nauka pisania, standardowym długopisem, które przecież jest czymś oczywistym dla wielu. Jako dziecko tego nie lubiłam. Dziś będąc już dorosła mogę „podziękować” tylko w jeden sposób. Kładąc kwiaty na grobie tego, który pokazał mi, że potrafię pisać czytelnie nie odrywając dłoni. Ćwiczył to ze mną z uporem maniaka kilka razy w tygodniu, pomimo wyraźnych sprzeciwów. W dużej mierze dzięki niemu podpisuje się dziś ręcznie na dokumentach czy innych rzeczach. Dlatego kiedyś pojadę na małopolski cmentarz.

niedziela, 21 lipca 2019

„Terapeutyczne” malowania paznokci

Co może dziś kobieta w rozwiniętym europejskim kraju? Dbać o własne zdrowie i urodę. Dla większości społeczeństwa to będzie oczywisty wariant odpowiedzi. Jeden z wielu rzecz jasna. Jest jednak coś, co mnie nieustannie zadziwia. Negatywnie. Otóż, kiedy o takie zabiegi pielęgnacyjne prosi posiadaczka towarzysza zapada konsternacja. Po dłuższym milczeniu przeważnie pada pytanie „Po co Ci to?” Na szczęście istnieją tez bardziej otwarte osoby na drugiego człowieka.

Imprezowe ;)

Od pewnego czasu hybryda była gdzieś blisko. Paznokcie w tradycyjnych wersjach czy też te pozytywnie zakręcone wychodziły niemal z każdego przysłowiowego rogu. Któregoś dnia zapytałam więc właścicielkę pobliskiego punktu, czy mogłaby mi wykonać identyczne? Dla nas obu był to swego rodzaju pierwszy raz. Aby sprawdzić czy i jak moje ręce wytrzymają pilniki lampy i inne takie najpierw uzgodniłyśmy zwykłe pomalowanie naturalnej płytki.
Letnia tęcza barw ;)
Co usłyszałam, gdy na palcach widniał już kolor pomarańczy? Da się zrobić choć będzie to wymagało odrobiny większego sprytu i pomysłowości przy lewej dłoni. Obie byłyśmy tego w pełni świadome. Umawiałyśmy termin. Na początek poszedł odcień granatowy.  Od jeansowych malujemy regularnie realizując różne pomysły. Ósma wspaniała, która przytrzymywała słabszą z rąk podczas pierwszych spotkań teraz już tego nie robi. Ze śmiechem i ogromnym uznaniem zarazem przyznaje, że ma manikiurzystka jest niczym dobry terapeuta manualny. Ona sama traktuje mnie jak każdą swoją klientkę.

czwartek, 4 lipca 2019

Osobiste równania

Kiedy wiosną cztery lata temu dostałam propozycje wyjazdu na pierwsze polskie wystąpienie Nicka Vujcicia chciałam się o nim czegoś dowiedzieć jeszcze przed samym kongresem. Wyjść odrobinę poza jego dobrze znany wszystkim wizerunek. Recenzje publikacji przeczytałam, stolice Wielkopolski odwiedziłam i po kilku godzinach coś sobie uświadomiłam. Po powrocie zrozumiałam.
Pomału stopniowo zaczęło do mnie docierać, dlaczego tak wielu ludzi może stawiać nasze życiorysy po tej samej stronie. Mimo dzielących nas oczywistych różnorodności. Nie tylko tych z półki fizycznej. Oboje osiągnęliśmy sukcesy. Każdy inny. Na miarę osobistych możliwości i realiów.
Zestawienia tego typu na początku peszyły. Skromnie dziękowałam. Przecież nic takiego wielkiego jak mówca motywacyjny nie dokonałam.
Poszłam tylko na studia i pracuje. Może dla kogoś to sukces.
W moim odczuciu zawsze to był rodzaj królowej nauk. 80% samozaparcia i 20% proszenia o pomoc. Trudna jest to umiejętność, lecz godna głębszego poznania.
Na pierwszą z cyfr w równych proporcjach składało się pozytywne nastawienie oraz wsparcie logistyczne z zewnątrz. Przyszedł taki moment w moim życiu, kiedy zdałam sobie sprawę, że to zaprzeczanie to takie trochę Herkulesa zadanie.
Przestałam choć szczerze powiedziawszy bardzo nie lubię stawiania mojej osoby za wzór komukolwiek. Zwłaszcza świadomie. To ogromna odpowiedzialność. Nie jestem żadnym bohaterem. Po prostu maksymalnie wykorzystałam dostępne możliwości. Tak jak wielu z nas.

środa, 19 czerwca 2019

Love music tatoo


Mówi się, że gdy raz czegoś spróbujesz i ci się spodoba chcesz tego coraz więcej. Potwierdzam. W moim przypadku owo stwierdzenie doskonale się sprawdza. Zwłaszcza jeśli chodzi o koncertowanie i tatuowanie. Ponownie oddanie swojego ramienia pod pistolet tatuatora było więc kwestią czasu i odpowiedniej grafiki. Nie chciałam, aby była przypadkowa. Miała mnie w pełni charakteryzować tak jak wcześniejsze zdanie. Powodować rodzaj dumy. Za zaprojektowanie pierwotnego rysunku, po rozmowie ze mną, wzięła się koleżanka z pracy. Inna znajoma z przyjemnością, po raz drugi, pomogła dostać się do studia za co jestem jej ogromnie wdzięczna.
Wszystkie nurtujące wątpliwości odnośnie całego etapowego procesu tworzenia omówiliśmy w trakcie naszego pierwszego pobytu w tym niezwykłym miejscu. Półtora roku wcześniej.
Navatatoo dodała osobisty styl artystyczny. Po kilkunastu minutach i nakłuciach powstało poniższe dzieło.

Dlaczego właśnie takie połączenie? Odpowiadam choć ci co mnie znają osobiście lub czytają wirtualne skrawki zapewne wiedzą. Słuchanie muzyki płynie w mym krwioobiegu praktycznie od zawsze. Koi i motywuje, kiedy tego najbardziej potrzebuje. Szczególnie w wersji koncertowej, gdy poszczególne frazy wykonuje mój „wyjątkowy głos”. Stojąc za takim mikrofonem nieświadomie dał mi mnóstwo ciepłych niezapomnianych wspomnień. Grafika jest tylko kolejnym namacalnym dowodem. Na zawsze.    

sobota, 8 czerwca 2019

Kwiaty

"Dziękuję mamie i tacie za opiekę
Za ciepło rodzinne i kłótnie przy kolacji
Dziękuję szkole za pierwsze kontakty
Na dzikie wakacje i nerwy w ubikacji" 
"To wychowanie" 
T.Love 

Co jest według mnie pewnego rodzaju powinnością rodzica wobec dziecka w sytuacji, gdy obie strony darzą się bezwarunkowym uczuciem? Dać mu możliwość rozwoju. Dotyczy to zarówno tych na stale stojących jak i siedzących przedstawicieli gatunku „człowiek”. Sama sfera to bardzo indywidualna ścieżka.
Rozkwit wewnętrzny nabiera także dodatkowej symboliki, gdy zlustrujemy osobniki podobne do narratorki bloga chociażby. Rozumiejące wszystko. Odkrywające błyskawicznie trzecie, a nawet czwarte dno z konkretnego kontekstu pomimo problemów z poruszaniem się. Wyjścia są dwa. Trzymać swój największy skarb pod wielkim pozornie bezpiecznym abażurem lub pozwolić na czerpanie z różnych zasobów życia. Bycie żywą częścią społeczności żaków czy sympatyków. Tego typu pozytywny walor poza tymi oczywistymi pierwszoplanowymi miał trzyletni czas liceum pięcioletni okres studiów oraz czynne uczestnictwo w różnorodnych imprezach kulturalnych. To nieoceniona inwestycja w moją dalszą przyszłość. Forma niemego testamentu.
Gigantyczne wsparcie logistyczne ofiarowane przez najbliższych poza mną doceniają coraz głośniej osoby postronne. Świadczą o tym piękne gesty wykonywane do nich podczas rozdania dyplomu lub w trakcie koncertów. Wypuszczając mnie do świata rozwijali moje potencjały. Pozwolili abym z nieśmiałego pąka stopniowo przemieniała się w piękny kwiat. Stworzony dzięki kroplom deszczu oraz promieniom słońca. Świadomy swojej ogromnej wartości indywidualnej.

środa, 15 maja 2019

Postrzeganie przez pisanie


    
Każdy powinien znaleźć sposób na wyrażanie samego siebie. U mnie takim swoistym orężem zdecydowanie stały się słowa. Nieśmiałe próby ich odpowiedniego spajania ze sobą podjęłam w pierwszych latach szkoły podstawowej.  Polonistka w ramach pracy dobowej poprosiła o napisanie czegoś. Zadanie wykonywałam, lecz nie potrafiłam się zamknąć w standardowych dwóch trzech linijkach tekstu. Pierwsze oceny celujące, wyróżnienia na konkursach, czytania przez speakerów w radiu i telewizji i te pełnie zaskoczeń spojrzenia.
Nagle wszyscy przecierali oczy. Okazywało się, że nam coś do przekazania innym ludziom. Ja, poruszająca się z pomocą towarzysza, obserwuje i spostrzegam wiele rzeczy. Często mądrze uderzam we właściwe punkty. Wiele osób zaczęło się ze mną liczyć pomimo mego wyglądu zewnętrznego.  Zmieniałam myślenie. Łamałam stereotyp, który wciąż jest aktualny niestety. W pewnej chwili poklepywania aprobaty zaczęły peszyć. Nie publikowałam, choć dyski twarde czy inne standardowe zeszyty pękały w szwach.
Potrzebowałam anonimowości. Czasu, aby w pełni zrozumieć, czym dysponuje w swej nie do końca standardowej ręce.
Zatoczyłam koło. Wróciłam do pokazywania. Pewna siebie i własnego pióra. Niekiedy tworzę niewygodnie dla większości. Cóż w życiu czasem trzeba iść pod prąd. Z wewnętrzną wiarą w sukces. Wszak artystów, myślicieli czy wizjonerów nie zawsze wszyscy zrozumieli od razu. Prawda? Nie oznaczało to jednak zaprzestania ich pracy twórczej.

środa, 17 kwietnia 2019

Spalanie przez muzykowanie

Wysiłek fizyczny od czasu do czasu jest potrzebny każdemu. Dla zdrowia. Niezależnie od trybu życia jaki przyszło mu prowadzić. Od ilu lat jestem z nim w komitywie? Trudno mi jednoznacznie powiedzieć, gdyż ćwiczenia stanowią nierozerwalną część mojego życia. Jak wszystko również i to u mnie ewoluowało. Na początku tej drogi, wspólnie z osobami wspierającymi, kładliśmy nacisk na nowe umiejętności. W wieku dorosłym priorytetem jest sama sylwetka. Nie zmieniło się tylko jedno. Czas spędzony na salach czy przy specjalistycznych sprzętach powinien, być w miarę możliwości, przyjemnością. Osobisty słownik znajduje tą bardzo subiektywną definicje. Muzyczną.

Mówi się, że pozytywne nastawienie to połowa sukcesu. Na własnym przykładzie wiem, że to nie tylko slogan. Bez niego, nawet przy wielkiej pomocy z zewnątrz, nie osiągnęłabym kompletnie nic. Również w sferze aktywności fizycznej, która dziś w dużej mierze modeluje mi sylwetkę. Czemu skupiam się teraz na niej? Świat wybiegu nigdy mnie specjalnie nie pociągał a najbliżsi zawsze mi mówili, że jestem akuratna. Osoby dotknięte moim zespołem neurologicznym dla personelu medycznego były zawsze za szczupłe lub za korpulentne. Stałam i ciągle stoję gdzieś pośrodku tej skali, co niezmiernie cieszy. Kolejny atut takiej bardzo subiektywnej i sympatycznej formy wsparcia stanowią liczby. Waga wraz z centymetrem pokazują naturalny wzrost objętości mięśni i spadek takich samych tłuszczy.

wtorek, 2 kwietnia 2019

Przyjaciel

Ci, którzy mnie znają osobiście doskonale wiedzą, że oprócz słuchania różnych dźwięków moją uwagę w równomiernym stopniu zajmuje obserwacja rzeczywistości. Tej codziennej. W związku z tym do mojej głowy coraz głośniej stuka pytanie. Dlaczego wielu ludzi, również mi podobnych zmagających się z tym samym co ja, traktuje wspomniany fotelik na kółkach jak tragedię. Koniec życiorysu…
Nie chciałam go w pierwszym momencie. Po pewnym czasie zrozumiałam jednak, że razem możemy zrobić wiele dobrego dla samych siebie oraz innych. Jeśli połączy nas wzajemna akceptacja.
Mój towarzysz lub używając określenia z medycznego języka wózek inwalidzki stał się również moim przyjacielem. Wspiera od zawsze, jako osobisty środek transportu. Niemal w każdym aspekcie życia.
Pomaga osiągnąć wyznaczone cele. Daje szczęście. Tak dobrze przeczytaliście. Ze mną właśnie to czyni, ponieważ najważniejsze z uczuć ma wiele barw i odcieni. Jak je odnaleźć? Wszystko jest  kwestią odpowiedniego wewnętrznego nastawienia do świata.
Potrzebna jest do tego także osobista droga. Szlaków jest tyle ile modeli towarzyszy, czyli ogrom. Do wyboru do koloru. Tego kwotowego również. Moi znajomi często się śmieją, że siedzę na dobrym aucie. Przyznaje im rację z błyskiem w oku i nieco wyostrzonym dowcipem. Wszyscy jednak wiemy, że to nie on stworzył mój charakter. To wynik ciężkiej pracy, którą powinien wykonać każdy. Niezależnie od sposobu poruszania się.


środa, 27 marca 2019

Sztafeta dobra


Nie będę oszukiwać. Potrzebuje pomocnej dłoni drugiego człowieka. Głównie do poruszania, lub przemieszczania się. Gdyby nie fantastyczni ludzie, z ósmą wspaniałą, na czele nie zaliczyłabym tylu miejsc, nie miałabym mnóstwa wrażeń czy wreszcie nie poznałabym tylu ludzi. Zawsze staram się to dobro dalej oddawać porównując je do sztafety. Pomyślicie sobie na pewno, co ktoś na załączonym zdjęciu może dać tej drugiej, bardzo często całkowicie sprawnej fizycznie osobie? Nie raz nie dwa się nad tym zastanawiałam w zaciszu. W końcu zapytałam wprost. Odpowiedzi mnie wzruszyły. Zatkały. Wbiły jeszcze mocniej w objęcia mojego towarzysza. Zeszkliły oczy, ale tak bardzo pozytywnie. Udowadniając słuszność postawionej wyżej tezy.
Czy łatwo jest o nią prosić? Na początku wymagało to olbrzymiej odwagi i siły. Zaczerpniętej z własnego wnętrza. Obecnie sama do mnie przychodzi. Czasem nieoczekiwanie z zaskoczenia. Mając świadomość, że już zawsze do końca swoich dni będę w niej biec. Nieważne po której ze stron.
Życie mimo, że nie zawsze jest dla mnie proste i łatwe, dało mi też mnóstwo dobrego. Nie każdy musi być „idealny” i dobry we wszystkim. Jednak negatywne nastawienie do świata i ludzi nie pomaga w budowaniu optymistycznego wizerunku samego siebie. Wręcz przeciwnie. O tym, że ciepłe myśli mogą uczynić wspaniałe rzeczy przekonuje się każdego dnia.
To co ktoś kiedyś pomógł mi zasiać w postaci wiary w siebie teraz przynosi piękne plony.
Ty też na pewno to masz.  Każdy nosi w sobie ziarenko dobra. Pozwól mu zakiełkować, aby zapoczątkowało nową sztafetę.

piątek, 15 marca 2019

Mądre ramiona

"Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu"
Antoine de Saint-Exupéry – Mały Książę

Wiele już w życiu przeszłam i szczerze mówiąc myślałam że nic mnie już nie zaskoczy czy zdziwi. Bardzo pozytywnie rzecz jasna. Aż do pewnego wtorkowego poranka. Słuchałam nocnej tematycznej audycji muzycznej. Zasłuchana w głosie gwiazdy wieczoru z początku nie słyszałam najważniejszych słów. O świadomości, mądrości i powłokach. Kiedy chwilę wcześniej pada moje imię i nazwisko połączenie ogromnego wzruszenia i zaskoczenia galopuje w głowie. Następnie przychodzi takie otrzeźwienie. Ale jak to ja? Przecież nic wielkiego nie robię. Chyba? 


Jednak znowu dochodzimy do tego zakrętu. Czegoś na co nie do końca mam wpływ. Nie reżyserowałam nagrania, to samo wyszło. Strasznie miło jest, co jakiś czas ponownie usłyszeć te słowa. Od obcych, pełnosprytnych. Nie ucieknę od mojego ciała czyli powłoki zewnętrznej. Zespoliłam się z nią i z towarzyszem.
Ale dobrze, że komuś sie chce patrzeć nieco dalej, głębiej. Lis, przyjaciel Małego Księcia, miał rację. Spotykam takich ludzi coraz więcej na swojej drodze. Prezentowane powyżej określenia mają moc klepania po ramieniu. Stanowią rodzaj niewerbalnej aprobaty do poczynań i postawy, które zasadniczo prezentuje. Naznaczonych pozytywnym postrzeganiem świata. Niezależnie realny czy wirtualny. Będę robić tak dalej namawiając innych do tego. Sens jest. Warto. Teraz widzę to jeszcze bardziej i jaśniej.

wtorek, 26 lutego 2019

Na pohybel

Wszyscy, którzy mnie znają wirtualnie bądź osobiście bez wahania zapewne powiedzą że ja to raczej z tych osóbek szukających pozytywów nawet w największych ciemnościach. Wiem nie pasuje do wciąż jeszcze szeroko panującego stereotypu. Pokrzywdzonych przez los, którym trzeba współczuć. Te takie szufladki do których jesteśmy wkładani na siłę doprowadzają  moją skromną osobę do czerwonej gorączki. Wiecie, kiedy kilkuletnie rówieśniczki marzyły o kolejnym kucyku do kompletu ze stajni słynnej idealnej złotowłosej Barbary, patrzyłam na nie dziwnym wzrokiem. Spojrzenie wyrażało dezaprobatę, wszak nie muszę robić tak jak wszyscy. Do dziś mi tak zostało.



Dla wielu osób poruszanie się na moim towarzyszu to koniec życiorysu. Ja nie narodzę się po raz drugi z naprawionym układem nerwowym. Żyję na przekór diagnozie, na "pełnej petardzie" lub jak kto woli "... z całych sił". 

Dlaczego? Zamiast narzekać zasadniczo, na życie ja je pokochałam. Uśmiecham się do niego każdorazowo. Do takiego jakim ono jest. Na czterech kołach, z wadą wymowy. Ale także ze znajomymi, ukończonymi studiami, zatrudnieniem pewnymi planami i marzeniami. Nikogo nie obwiniam za taki a nie inny obrót spraw. Nigdy nie było moim celem, aby druga osoba czuła się skrępowana lub smutna na mój widok. Daleko mi również do podsycania w niej poczucia, że jest gorsza/lepsza czy zobowiązana do czegokolwiek, ponieważ ona stoi a ja siedzę. 

Chcę, aby te szale na niewidocznej wadze były zrównoważane. Nie zawsze używam do tego rodzaju komunikatu sformułowań werbalnych. Mowa mojego ciała mówi o tym nieustannie. W miniony weekend przejechałam kilkaset kilometrów, różnymi środkami transportu. Podczas kolejnych etapów podróży  razem z ósmą wspaniałą przekonałyśmy się, że to naprawdę działa i przynosi piękne efekty. Zwykły uśmiech, ludzki gest. Tego oczekuje od ludzi. Że dostaje znacznie więcej cenniejszych "prezentów" niż zera na (sub)koncie? Cóż. Wiem, że swym skromnym zwyczajnym "dziękuję" znowu nie do wszystkich pasuje. Trudno.

środa, 23 stycznia 2019

"Bo Pani się chce"

„Stojący w porcie statek jest bezpieczny,
ale statków nie buduje się po to aby stały w portach.”

Grace Hopper

Pierwsze tygodnie nowego roku choć naznaczone tragedią po raz kolejny dały mi solidną lekcje życia. Z gatunku tych pozytywnych. Dlaczego? Ze względu na to, że ponownie byliśmy razem, że się udało. 
Kilka dni temu byłam na nieformalnym spotkaniu z ludźmi z klasy licealnej. Właściwie nie wiem, co mnie bardziej wzruszyło. Samo zaproszenie, czy zachowanie ludzi z którymi nie spotykałam się systematycznie  od dłuższego czasu. Starając się załatwić dla naszej spontanicznej grupki stolik na parterze, lub oferując pomoc w trakcie imprezy udowodnili, że byłam takim samym członkiem klasowej społeczności jak oni. Widzieli coś więcej niż tylko fotel na kółkach. Z identycznym zachowaniem spotykam się na koncertach.
Bo on zasadniczo w niczym mnie nie ogranicza do dnia dzisiejszego.  
Pracuje na etacie, mam wyższe wykształcenie. Uczestniczę w życiu kulturalnym, dbam o wygląd, .spotykam znajomych. Słowem robię większość normalnych kobiecych rzeczy.
Zapisując co jakiś czas kolejne karty wspomnień słyszę sformułowanie typu: 
"Podziwiam Panią/ Was, że Wam/Tobie się chce"
Dobra powiem szczerze dlaczego.
Wiem  z autopsji jak wygląda przeciw waga. Każdego dnia spotykam ludzi pozamykanych w bólu i we własnej goryczy. Nie mówię, że mnie dołki też nie łapią, gdyż chwytają każdego. Problem rodzi się wtedy, gdy to wszystko się za bardzo wylewa na zewnątrz ciągnąc innych w dół, a przecież wystarczy tak niewiele. Główna zasada. Zadaj sobie pytanie czy naprawdę chcesz doświadczyć, zobaczyć, przeżyć? Potem ewentualnie poproś o wsparcie.
Mnie dzięki odpowiedzi twierdzącej, poprzedzonej pracą nad sobą, udało się zrealizować 99% zaplanowanych spotkań czy wydarzeń. Piszę wam to osóbka z różnymi odcieniami na głowie, która pokonuje odległości między miastami lub kilkanaście schodów aby się zobaczyć z ludźmi jej przychylnymi. Nawet na chwilkę czy po kilkunastu latach. Da się naprawdę, uwierzcie mi. Mimo, że czasem logistyka czy spojrzenia mogą ranić i martwić. To jest ten swoisty inny rozsądek, który coraz częściej we mnie puka. Indywidualne znaczenie zwyczajnego życia. Tak bardzo normalnego.

środa, 2 stycznia 2019

Azyl

Życie to wyzwanie dla każdego. Zaczynając od chwili narodzin aż po jego kres. Moje wymaga odrobinę większego wsparcia fizycznego.
Schorzenie neurologiczne lub jak kto woli MPD z którym zmagam się na co dzień przyczyniło się do słabszych mięśni w obrębie całego ciała niż u większości ludzi.
Pierwsze lata mijały mi a w zasadzie nam na usprawnianiu. Po pewnym czasie, abym mogła się poruszać dostałam towarzysza na stałe.
Rozmowy z rówieśnikami poznanymi w dużej mierze na ćwiczeniach dotyczyły wyłącznie fizycznego bólu.
W pewnym momencie taka codzienność zaczęła uwierać, przytłaczać dusić zarówno mnie jak i bliskich.
Intelektualnie byłam sprawna a mając kilkanaście lat słuchałam rozmów dedykowanym dorosłym. Wewnętrznie coraz głośniej krzyczałam "dość"!
Brakowało w niej zwyczajności. Wiecie równoległego życia do wizyt na salach gimnastycznych czy gabinetach lekarskich, które przecież także toczyło się obok. Dedykowane najpierw dzieciom a następnie nastolatkom. Doktor sam zresztą to zasugerował w trakcie jednej konsultacji.
Wówczas pomocną dłoń wyciągnęła muzyka. Wzięła mnie razem z fotelem stając się przewodnikiem rodzajem mostu, oczywiście dostosowanym do wieku.
Blues przypłynął w odpowiednim czasie zakorzeniając się na dobre. 
Samoczynnie stał się rodzajem osobistego azylu. Bramą, jaką chciałabym otwierać kiedy tylko się da.
Jednak przede wszystkim dał mi niezwykłych ludzi. Podczas naszych cyklicznych spotkań nie rozmawiamy tylko i wyłącznie o mojej nieco trudniejszej codzienności. Ludzie inteligentni z  mnóstwem empatii, a takimi właśnie staram się otaczać nie potrzebują zbytniego nadmiaru słów. W pierwszej kolejności widzą Ewę, odrobinę zwariowaną kobietkę, a dopiero potem sprzęcik.
Podziwiają, a ja po cichu dziękuję, że mogę tam uciec. Każdy czasem tego potrzebuje.