poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Subiektywnie i jednostkowo

Jaka jest niepełnosprytność? Gdybym teraz zadała to pytanie pewnie spora część ludzi odpowiedziałaby taka, jaka na sejmowym korytarzu bądź w reportażach około tematycznych. Obcuje z nią codziennie. Z praktycznego punktu widzenia powiem jest różnorodna i taka powinna być też pomoc. Nie ma dwóch takich samych pomimo często wspólnych diagnoz.
Towarzysz trzyma mnie w ryzach mimo, że miałam praktycznie tylko leżeć według lekarzy. Komunikuje się werbalnie nawet w języku angielskim, a miałam nie mówić zupełnie nic. Wiem że to dar od losu i że nie wszyscy tak mają to uczy pokory.
Od dekady pracuje, czyli się również rehabilituje zawodowo. Nie jest to zajęcie wymarzone, ale je mam. Jak ktoś słusznie zauważył osoby z niepełnosprawnością mogą podjąć zatrudnienie, jeśli zechcą pomimo pobieranych rent. Wariantów jest kilka. Co mi to daje? Zasadniczo satysfakcje. Poczucie, że poprzez swoją pracę mogę docenić wysiłek innych. Chociażby tatuażystów czy wokalistów. Płacąc za bilet czy dziarkę. Głupio bym się czuła dostając wszystko za darmo. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że to nie leży w mej naturze.
Nie bez znaczenia jest również fakt, że mogę wnieść swój wkład w domowy budżet.
Moja przyszłość o której myślę? Najdalej ta do końca roku, a i tak niesprecyzowana. Wszak czas i okoliczności mogą wszystko zmienić choćby jutro.
Studia też rozpoczęłam i skończyłam bo, chciałam. Nie dostałam dyplomu za uśmiech. Tak samo jak moi pełnosprytni koledzy poświęcałam weekendy, byłam pytana. Niekiedy też narzekałam na sesje.
W telewizji słyszę o jakimś dodatku rehabilitacyjnym i już drżę na samą myśl. Boję się, że on "zmusi" mnie do siedzenia w czterech ścianach, a ja chcę być aktywna nadal. Na miarę swoich możliwości. Nie zabierajcie mi tego. Wiem, że jest trudno popatrzeć indywidualnie. Przecież mnie nikt o zdanie nie zapyta. Jedyne o co proszę to nie wrzucajcie wszystkich do jednego worka, tylko dlatego, że jest pojemny.

niedziela, 22 kwietnia 2018

Kolory mej głowy

Właściwie odkąd pamiętam zawsze lubiłam zmiany wyglądu. Tak na poważnie zaprzyjaźniać włosy z profesjonalnymi farbami zaczęłam jeszcze przed liceum. Wcześniej była jakaś maskara, czy plakatówki na lato. Pierwsze reakcje grona pedagogicznego nie były zbyt przychylne. Wiecie, uczennica z towarzyszem i najrozmaitsze odcienie na głowie, nie wypada. Cóż. Nie mieli innego wyjścia, jak to zaakceptować. Nie zamierzałam rezygnować z wyrażenia samej siebie. Udało się.


Całe czerwone, blond, ciemne naturalne, blond pasemka. Na przestrzeni lat miałam różne fantazje, co widać chociażby po wpisach. Dlaczego? Uważam, że kobieta powinna się zmieniać, co jakiś czas. Zwłaszcza taka jak ja, czyli niepełnosprytna. Żyje się tylko raz. Teraz tych pierwszych bym nie zrobiła. Człek był kiedyś młodym, upartym oseskiem. Dobrze, że kolor można ściągnąć.

Na szczęście mam niesamowitą, cierpliwą fryzjerkę, która akceptuje moje pomysły. Nawet te najbardziej zwariowane, czasem dorzuci coś od siebie. Jasna fryzurka, sprzed kilku dni zamieszczona tutaj, to nasze najnowsze wspólne dzieło.
(Nie)świadomie łamie w ten sposób stereotyp, iż niepełnosprytność musi być brzydka i zaniedbana. Wcale nie musi.