piątek, 20 grudnia 2013

Rok... wyjątkowy

"Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny."
 
Nic dwa razy
Wisława Szymborska 
 
 Gdy na różnego rodzaju kalendarzach pojawia się magiczna data inaczej zdefiniowana imieniem Sylwester ludzie prawie zawsze narzekają. Gdybym jednak i ja dołączyła do tego grona - zgrzeszyłabym. Pomimo kilku smutnych  zdarzeń mijający pomału rok sowicie obdarzył mnie w radości. Aż chciałoby się wykrzyczeć na całe gardło zostań na zawsze. Czyja to zasługa nie wiem. Podobno czasem lepiej nie wiedzieć. Nie mniej dziękuję.
A może to wszystko co się, działo to magia? Zaklęcie rzucone zimową porą? Bo jak ktoś tak zwykły może zasługiwać na tyyyle szczęścia?
Geneza radości wczesna wiosna. Śląsk. Pierwsze spotkanie z osobami bliskimi, choć oddalonymi. Z piękną sztuką w tle. Arcydziełem, które po pierwszym obejrzeniu, chcesz zobaczyć kolejny raz. Chcąc nie chcąc trzeba było wracać.
Zaczynałam pomału myśleć o pierwszych dniach maja. Świąteczno długi weekend corocznie niósł ze sobą mnóstwo fajnych imprez. Jedna zapowiadała się szczególnie wyjątkowo. Nie, nie z powodu koncertu niemniej jemu przyświecała. Miałam  poznać osobiście pewnego chłopca. W czym tkwi jego wyjątkowość?

Pierwsze....spotkanie
Fot Robert Miłkowski
Nie dla każdego ośmiolatka ukochany sekstet nie tylko przeznacza dochód ze swoich live'ów, ale także dedykuje jeden z utworów. Mnie z młodym łączyła pełnosprytność,  a z Just mamą, uwielbienie do panów. Słowem mieszanka wybuchowa. Pozytywnie.
Zachodziłam w główkę, jaki prezent podarować Gabrysiowi na dzień dobry. W szarych komórkach istna  burza mózgów. Sensoryczna - zabawkowo i rehabilitacyjnie zarazem. Skąd mi się to wzięło? Kolejna, po dziś dzień nierozwikłana, zagadka. Porzuciłam jednak idee niespodzianki twierdząc, że lepiej uprzednio wypadać Binia samemu...
Tydzień zleciał bardzo szybko. Kilkanaście dni po wizycie prezent  niemalże sam wpadł mi na... tablicę facebook'a. Cena odstraszała, ale... od czego jest wirtualna kartka papieru? Jeden wieczór poświęcony i Binio ucieszony. Nic wielkiego przecież... Bezinteresowna robota...


Cześć Ewa
Dedykacja dla Ani K z Gliwic
Fot. Katarzyna Tatarczuk

Niedługo po listownej akcji nadszedł znamienny koniec lipca. Te dwa dni do 2013, były smutne lecz uczestniczenie w obu festiwalach namacalnie niezwykłe.
W międzyczasie eutanazyjne protesty... zbieram myśli, aby wszystko poukładać. Z sensem. Efekt wkrótce... Koniec roku znowu muzyczny. Pięknie muzyczny. Ktoś może zapytać czemu znowu? Przecież to wszystko praktycznie zawsze taaaaaaaakie same. Nie, nic dwa razy...
Kiedy ktoś się  taaaaaaaaaaaaak bardzo się stara podać właśnie Tobie łapkę na koncercie ze sceny, a Ty tego niestety mimo usilnych starań i kombinacji ciała, nie możesz odwzajemnić.... Drugi członek wita Cię serdecznym buziakiem w policzek. Masz poczucie, że rok... był piękny.



piątek, 6 grudnia 2013

Szaraczkowe przemyślenia


Gdybym miał urodzić się na nowo
Gdyby drugą szansę los mi dał
Poszedłbym tą samą ślepą drogą
Będę taki sam, zawsze taki sam
Zawsze taki sam
Będę taki sam
Zawsze taki sam

Ira Taki sam


Ostatni miesiąc roku zawsze zmusza człowieka do przemyśleń. Swoistego podsumowania pomalutku mijających dni. Dla mnie wniosek nasuwa się jeden. Nie czuje się niepełnosprawna... Owszem mam pewnego kompana, który jest ze mną odkąd pamiętam, ale najwidoczniej matka natura tak chciała. Można by było całe życie płakać, obwiniać tylko po co? Przecież nie miałam najmniejszego wpływu na moją fizyczność. Postanowiłam żyć...  Tak naprawdę. Zwyczajnie. Chodzić do kina, na koncerty, czy po prostu pubu.  Wspólnie z moim nie do końca sprawnym ciałem, a może właśnie na przekór moim kończynom. Nie dać się zdominować  marazmowi, szeptanemu głównie z ust osób znajdujących się w identycznym położeniu. Apatii szerzej zwanej nie mogę nie powinnam, bo wózek. Pytałam wówczas tych,  co odradzali,  dlaczego? W okresach gdy bezsilność krążąca wokół, przenosząca się niczym wirus dopadała i mnie pojawiali się zawsze tacy niezwykli.... Zazwyczaj pełnosprytni wyjątkowi. Najpierw słuchali rzecz jasna mych wielogodzinnych  wynurzeń rozpaczy często połączonych z oceanem łez. Pozwalali mi na tego typu emocjonalne wyznania, zdając sobie sprawę z mego ogólnego rozbicia. Wówczas nawet najbardziej silne argumenty nie skutkują.
Swoimi czynami, czy też zachowaniem dawali mi do zrozumienia iż dla nich oraz reszty społeczności, która kiedyś być może stanie na wspólnym szlaku, mogę być taka jak dziewczyna z poniższej fotografii.


uśmiechnięta

Wesoła uśmiechnięta mająca swoją pasje, dla której ciało nie jest już barierą,
Do końca życia będę wdzięczna im wszystkim za to, iż czasem nawet dzisiaj odbierają mi słabość.
Na niedawnym koncercie Moniki  Kuszyńskiej usłyszałam, że jestem Aniołem. Strasznie miłe, choć jam jest zwykły szaraczek, który poniższym gestem stara się spłacić dług nie do spłacenia.

gest