środa, 4 listopada 2015

Pasja uśmiechem płynąca


"Skąd bierzesz ten swój życiowy optymizm"? pytają zazwyczaj nowo poznani po pierwszym, dłuższym kontakcie z moją skromną osobą. Przecież los sobie tak okrutnie ze mnie zadrwił. Ja jednak staram się iść przez życie z bananem na twarzy. Dlaczego? 

Ktoś kiedyś mi go podarował, odwzajemnił. Niby nic niezwykłego w tym nie było. Zwykły gest ale zadziało, jak sztafeta. 

Gdzieś tam przemknęło mi przez głowę, że może ten miły jegomość przesyła swój uśmiech w kierunku miłej dziewczyny, a nie stereotypowo pokrzywdzonej. Przecież tak wyglądamy w oczach większości ludzi, która nie chce nas poznać. Trudno. To było nasze pierwsze spotkanie, a czułam się jakbym szczęśliwym obuchem w głowę dostała. 

 On nie robił problemu z moich czterech kółek, więc czemu miałabym go sama stwarzać? To było niemal piętnaście lat temu. Na chwilę obecną jest lepiej niż mogłam przypuszczać. Nie jednokrotnie się zastanawiałam dlaczego ja??

Od kilku tygodni zaczynam się "obawiać" naszych spotkań muzycznych.  W sensie strasznie pozytywnym, choć z równą niecierpliwością czekam na kolejne.

Gdy nie będę się blokować, zamykać na innych, więcej osób będzie chciało mieć ze mną styczność. Owszem mam niewładne nogi, ale to nie jest jakaś klatka nie do przejścia. Nie odbierze mi znajomych, jeśli nie dam im sama powodów. Nieraz mi dali do zrozumienia, że nie straszny im mój towarzysz. Jeździli, wnosili, wozili, pchali i robią to w dalszym ciągu. Podobnie, jak ludzie mi nieznani. Na palcach jednej ręki mogę policzyć uzasadnione przypadki odmowne. Z tym też się trzeba liczyć. 

Kilka lat temu o północy nie było już autobusów niskopodłogowych w rozkładzie, powrót z koncertu muzyki irlandzkiej... Nagle zakręciło się koło nas czterech, "łysych", rosłych panów w skórach. Parę machnięć i już byłam w środku. Pojechali z nami do naszego przystanku domowego, aby mnie "wysadzić"! Wzruszenie. W zamian dostali tylko mój uśmiech. 

W pewną październikową niedzielę wybrałyśmy się do kina z mamitką. Młoda dziewczyna, po sensie filmowym sama zaproponowała swoją pomoc przy znoszeniu mego sprzętu ze schodów. Bardzo miłe. 

Ciepły gest potrafi też przypomnieć o tym, co najważniejsze. Postawić do pionu. Zwłaszcza, kiedy się wątpi w coś bardzo ważnego. Siła, odwaga i determinacja wracają na swoje właściwe tory. Niosąc ze sobą nadzieję. Ufam, że kiedy poproszę o pomoc znajomi znów nie zawiodą. Ceniąc moje podejście do życia. To jest w tym wszystkim najważniejsze.