niedziela, 22 lipca 2018

Chomik zbieracz

Karteczki jedna z pierwszych kolekcji (żródło)
Stara prawda głosi iż na początku wszystkiego był chaos. Nieco ją parafrazując powiem, że u mnie zanim na dobre zagościła pasja do samej muzyki a potem do nurtu były karteczki z notesików. Któregoś dnia kolega zupełnie niespodziewanie przyniósł swoje.
Przewracałam je, patrzyłam jak zaczarowana i już kilka dni później stałam się podobnym do niego chomikiem zbieraczem.
Takie, swego rodzaju, gromadzenie miało jeszcze jeden bardzo pozytywny aspekt. Wówczas, kiedy Internet nie był tak bardzo rozpowszechniony, dzięki temu nawiązywałam pierwsze relacje z  rówieśnikami, zwłaszcza tymi pełnosprytnymi. To przełamywało początkowe, obustronne, wewnętrzne bariery we wzajemnym kontakcie. Osoby postronne niejednokrotnie gratulowały i czasami ten sam pomysł wdrażały. Nagle okazywało się iż pomimo mego czterokołowego towarzysza, będąc w tak zwanej normie intelektualnej, niczym specjalnym się od nich nie odróżniam. Możemy rozmawiać o czymś praktycznie bez przerwy. Wystarczył fragment garderoby z ulubionym motywem, album wypełniony określonym zbiorem, płyta czy notesik. W pewnym okresie pomogła także koszulka angielskiego klubu piłkarskiego, którą nosiłam. Bliscy zazwyczaj nie mieli większego kłopotu z tym co mi podarować z tytułu najrozmaitszych okazji, trzeba było tylko pójść moim śladem. Tak mi zresztą zostało do dziś, z wiekiem zmieniałam tylko asortyment.
Minimalny odsetek dzisiejszej :-)

czwartek, 5 lipca 2018

(Nie)pełnosprawna podróżowała koleją

Człowiek zawsze powinien szukać nowych dróg, alternatyw czy możliwości. Z takiego założenia wyszłyśmy jadąc z ósmą wspaniałą na koncert Dżemu do miasta polskiej piosenki. Nie słyszałam sekstetu na żywo od początku roku. Znajomi nie planowali wyjazdu z różnych powodów. Nie miałam do nich żalu czy pretensji, wszak zawsze robią mi ogromną przysługę zabierając nas ze sobą. Jednak te dźwięki i głos to taki mój osobisty „niekaloryczny” baton energetyczny, którego długo nie jadłam. Kilkudniowa „burza mózgów” i decyzja zapadła. Pojedziemy same pociągiem. Wszystkie wytyczne dotyczące komfortowej podróży z towarzyszem wspomnianym środkiem lokomocji przeczytane, nie była to nasza pierwsza koncertowa eskapada. Zeszłej zimy, przy powrocie ze stolicy Wielkopolski zawinił człowiek zapominając o doczepieniu wagonu do którego mogłabym swobodnie wjechać. Na szczęście konduktor po naszej grzecznej prośbie zabrał nas do domu, choć tak na dobrą sprawę wcale nie musiał tego robić. Dziękuję.
W Intercity 
Kierując się całe życie dewizą iż nie myli się tylko ten, kto nic nie robi, ponownie przyszłyśmy na dworzec. Z kilkudniowym wyprzedzeniem, tak jak wcześniej, poinformowałyśmy o wybranych połączeniach i optymalnej dla nas formie wsparcia. Kiedy na peron wjechała linia Intercity, a panowie z obsługi składali wewnętrzną rampę umożliwiając mi tym samym wejście odetchnęłam, byłam już jedną nogą w amfiteatrze.
Po imprezie ponownie czekałyśmy na przewoźnika. Tym razem regionalnego. Był niskopodłogłowy. Z nieukrywaną radością weszłyśmy do przedziału. Chłód spowodowany zmęczeniem, sobotnimi pozytywnymi emocjami oraz oczekiwanie na transport powrotny, coraz mocniej dawał o sobie znać. Wczesnym ranem witałyśmy nasze miasto.
W moim przypadku kolej bardzo dobrze wywiązała się ze swoich udogodnień. Po cichu liczę, że mamitka za jakiś czas znowu wyrazi zgodę na podobną wycieczkę. Nie tylko ze względu na muzyków, którzy tamtego wieczoru grali niepowtarzalnie.

wtorek, 3 lipca 2018

Cel

Letnia aura taka, jaką mamy od kilku dni, sprzyja rozmyślaniom. Powody do rozważań mogą być przeróżne. Przy takich okazjach wyznaczam sobie zazwyczaj kolejne pozytywne cele, które chciałabym osiągnąć. One były są i będą. Dzięki nim w księdze życia mam zapisanych całkiem sporą ilość rozdziałów o radosnym zabarwieniu. Oczywiście te o odrobinę ciemniejszych paletach również się tam znajdują jednak jest ich znacznie mniej w porównaniu do pozostałych.

Czym byłoby życie bez celu? Wegetacją, czekaniem na to, co i tak jest nieuniknione. Nigdy tak nie chciałam, dlatego od zawsze je miałam. Na początku wyznaczane tylko przez bliskich, później naturalnie przejęłam pałeczkę. Te już zrealizowane błyskawicznie ustępowały miejsca nowym.

Każdy z nas powinien jakieś mieć. Niezależnie od osobistego stanu fizycznego. Zapewne dziwne się to czyta napisane przez kogoś takiego jak ja. Moje dawne czyli zdany egzamin dojrzałości, obrona dyplomu, ubiegłoroczne jesienne Tychy i inne to tryb dokonany, zapisany.


Kiedy zakładałam to miejsce, wysyłałam pierwszy dłuższy tekst myślałam, że nikt na niego nie spojrzy. W myśl artysta sam względem siebie jest bardzo krytyczny. Ale komuś, to się podoba ktoś czyta w jakimś sensie się z tym identyfikuje i stosunkowo od niedawna lajkuje. Czy taki cel również sobie zakładałam? W najjaśniejszych snach nie przypuszczałam, że tak to się rozegra. Jest to bardzo miła rozgrywka, żeby nie powiedzieć ogromnie wzruszająca.