niedziela, 21 lipca 2019

„Terapeutyczne” malowania paznokci

Co może dziś kobieta w rozwiniętym europejskim kraju? Dbać o własne zdrowie i urodę. Dla większości społeczeństwa to będzie oczywisty wariant odpowiedzi. Jeden z wielu rzecz jasna. Jest jednak coś, co mnie nieustannie zadziwia. Negatywnie. Otóż, kiedy o takie zabiegi pielęgnacyjne prosi posiadaczka towarzysza zapada konsternacja. Po dłuższym milczeniu przeważnie pada pytanie „Po co Ci to?” Na szczęście istnieją tez bardziej otwarte osoby na drugiego człowieka.

Imprezowe ;)

Od pewnego czasu hybryda była gdzieś blisko. Paznokcie w tradycyjnych wersjach czy też te pozytywnie zakręcone wychodziły niemal z każdego przysłowiowego rogu. Któregoś dnia zapytałam więc właścicielkę pobliskiego punktu, czy mogłaby mi wykonać identyczne? Dla nas obu był to swego rodzaju pierwszy raz. Aby sprawdzić czy i jak moje ręce wytrzymają pilniki lampy i inne takie najpierw uzgodniłyśmy zwykłe pomalowanie naturalnej płytki.
Letnia tęcza barw ;)
Co usłyszałam, gdy na palcach widniał już kolor pomarańczy? Da się zrobić choć będzie to wymagało odrobiny większego sprytu i pomysłowości przy lewej dłoni. Obie byłyśmy tego w pełni świadome. Umawiałyśmy termin. Na początek poszedł odcień granatowy.  Od jeansowych malujemy regularnie realizując różne pomysły. Ósma wspaniała, która przytrzymywała słabszą z rąk podczas pierwszych spotkań teraz już tego nie robi. Ze śmiechem i ogromnym uznaniem zarazem przyznaje, że ma manikiurzystka jest niczym dobry terapeuta manualny. Ona sama traktuje mnie jak każdą swoją klientkę.

czwartek, 4 lipca 2019

Osobiste równania

Kiedy wiosną cztery lata temu dostałam propozycje wyjazdu na pierwsze polskie wystąpienie Nicka Vujcicia chciałam się o nim czegoś dowiedzieć jeszcze przed samym kongresem. Wyjść odrobinę poza jego dobrze znany wszystkim wizerunek. Recenzje publikacji przeczytałam, stolice Wielkopolski odwiedziłam i po kilku godzinach coś sobie uświadomiłam. Po powrocie zrozumiałam.
Pomału stopniowo zaczęło do mnie docierać, dlaczego tak wielu ludzi może stawiać nasze życiorysy po tej samej stronie. Mimo dzielących nas oczywistych różnorodności. Nie tylko tych z półki fizycznej. Oboje osiągnęliśmy sukcesy. Każdy inny. Na miarę osobistych możliwości i realiów.
Zestawienia tego typu na początku peszyły. Skromnie dziękowałam. Przecież nic takiego wielkiego jak mówca motywacyjny nie dokonałam.
Poszłam tylko na studia i pracuje. Może dla kogoś to sukces.
W moim odczuciu zawsze to był rodzaj królowej nauk. 80% samozaparcia i 20% proszenia o pomoc. Trudna jest to umiejętność, lecz godna głębszego poznania.
Na pierwszą z cyfr w równych proporcjach składało się pozytywne nastawienie oraz wsparcie logistyczne z zewnątrz. Przyszedł taki moment w moim życiu, kiedy zdałam sobie sprawę, że to zaprzeczanie to takie trochę Herkulesa zadanie.
Przestałam choć szczerze powiedziawszy bardzo nie lubię stawiania mojej osoby za wzór komukolwiek. Zwłaszcza świadomie. To ogromna odpowiedzialność. Nie jestem żadnym bohaterem. Po prostu maksymalnie wykorzystałam dostępne możliwości. Tak jak wielu z nas.