środa, 24 października 2018

Geneza szkolna

Cofnijmy się do tylu o jakieś dobre kilkanaście lat. Mamy dziewięćdziesiąty drugi rok.
Siedmioletnia kumająca dziewczynka niepełnosprytna ruchowo, w mądrych papierach z poradni pedagogicznej po specjalistycznych badaniach wpisano to fachowo jako norma intelektualna o czym sama zainteresowana dowie się w swoim czasie, pragnie rozpocząć nowy rok szkolny. Po ukończeniu "0" w trybie domowego nauczania indywidualnego, chciała zmiany.
Pasowanie na ucznia
Porannego wstawania, noszenia plecaka z książkami niemal każdego dnia, dzwonków, przerw, uroczystych akademii z przeróżnych okazji. Jednym słowem wszystkiego tego, czego  doświadczają  na pewnym etapie życia jej "chodzący samodzielnie" rówieśnicy czy inni uczniowie.
Rozpoczęło się poszukiwanie. Niestety wówczas ogromnym problemem były bariery architektoniczne. Nadmienić należy iż w ówczesnych latach edukacja włączająca czy integracyjna stanowiła pewien rodzaj abstrakcji.
Nasza I klasa 

Cóż było robić, gdy takich bądź bardzo zbliżonych historii przybywało coraz więcej?
Rodzice smyków oraz nastolatków wychodzili lokal od władz miasta, po innym miejscu edukacyjnym wyremontowali go własnymi siłami i wrzesień nabrał innego, nowego znaczenia. We Wrocławiu powstała pierwsza szkoła dedykowana osobom mającym problem z poruszaniem się. Dzieciaki realizowały w niej masowy program nauczania i wyżej wymienione czynniki również spełniono.
Stworzona placówka nie tak dawno obchodziła kolejny jubileusz choć przez lata nie obce jej były zmiana siedziby, profilu czy atak żywiołu.
Jak potoczyły się dalsze, dorosłe losy uczennicy i jej rówieśników? Dziś w większości są magistrami różnych specjalności.

wtorek, 9 października 2018

Po indeks marsz

Od zawsze wiedziałam, że będę mieć wyższe wykształcenie. Już jako kilkulatka chłonęłam opowieści studenckie najpierw z ust starszych członków rodziny, w późniejszym okresie od znajomych żaków. Decyzje o przekroczeniu uczelnianych progów sama w sobie podjęłam, więc już dawno, ku radości bliskich.
Egzamin maturalny wydawał się przysłowiową "bułką z masłem" w porównaniu z wyborem kierunku. Przez dłuższy czas nie wiedziałam, co chce dalej robić w życiu. Marzenia były, ale rozsądek je weryfikował.
Anglistyka, czyli pierwszy z wariantów odpadał już na starcie. Język znam, jednak zdaję sobie sprawę, że osoba, która ma ze mną kontakt jednorazowy bądź sporadyczny wcale nie musi rozumieć mojej mowy. Jaki zatem byłby ze mnie nauczyciel czy tłumacz? Słaby realnie rzecz biorąc, taka prawda. Nie chciałam być również pedagogiem specjalnym. Jestem niepełnosprytna, potrafię wejść w "skórę" nastolatka czy dziecka, który również się z tym boryka. Ale bywam też w ośrodkach, moi realni znajomi to fizjoterapeuci, pedagodzy a nawet wolontariusze działający w tego typu placówkach. Wiem na czym polega ta praca. Ja, która potrzebuje znacznego wsparcia przy poruszaniu się czy higienie osobistej nie czułabym się wystarczająco dobrze w tym gronie, pomimo ludzkiej życzliwości. Dzielę się za to swym własnym, życiowym doświadczeniem.
Czy dziennikarstwo zawód, który mogę wykonywać na różne sposoby, było planem? Nie, ba nawet decyzja o założeniu publicznego bloga nie była łatwa a co tu mówić o zawodzie wyuczonym. W myśl zasady artysta sam dla siebie jest bardzo krytyczny. Przełamałam w sobie tą blokadę, nie miałam wyboru. Dziś moje teksty, nie tylko te zamieszone tutaj, są czytane. Bardzo pozytywne opinie z zewnątrz utwierdziły mnie w przekonaniu iż dobrze wymierzyłam osobiste siły na zamiary.