środa, 19 czerwca 2019

Love music tatoo


Mówi się, że gdy raz czegoś spróbujesz i ci się spodoba chcesz tego coraz więcej. Potwierdzam. W moim przypadku owo stwierdzenie doskonale się sprawdza. Zwłaszcza jeśli chodzi o koncertowanie i tatuowanie. Ponownie oddanie swojego ramienia pod pistolet tatuatora było więc kwestią czasu i odpowiedniej grafiki. Nie chciałam, aby była przypadkowa. Miała mnie w pełni charakteryzować tak jak wcześniejsze zdanie. Powodować rodzaj dumy. Za zaprojektowanie pierwotnego rysunku, po rozmowie ze mną, wzięła się koleżanka z pracy. Inna znajoma z przyjemnością, po raz drugi, pomogła dostać się do studia za co jestem jej ogromnie wdzięczna.
Wszystkie nurtujące wątpliwości odnośnie całego etapowego procesu tworzenia omówiliśmy w trakcie naszego pierwszego pobytu w tym niezwykłym miejscu. Półtora roku wcześniej.
Navatatoo dodała osobisty styl artystyczny. Po kilkunastu minutach i nakłuciach powstało poniższe dzieło.

Dlaczego właśnie takie połączenie? Odpowiadam choć ci co mnie znają osobiście lub czytają wirtualne skrawki zapewne wiedzą. Słuchanie muzyki płynie w mym krwioobiegu praktycznie od zawsze. Koi i motywuje, kiedy tego najbardziej potrzebuje. Szczególnie w wersji koncertowej, gdy poszczególne frazy wykonuje mój „wyjątkowy głos”. Stojąc za takim mikrofonem nieświadomie dał mi mnóstwo ciepłych niezapomnianych wspomnień. Grafika jest tylko kolejnym namacalnym dowodem. Na zawsze.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz