sobota, 4 kwietnia 2015

Spojrzenia

"...W życiu najtrudniej
Nauczyć się żyć..."
 Dżem "Chleb z dżemem"

Jak żyje trzy dekady na tym świecie, razem z niepełnosprawnością, nigdy nie oczekiwałam specjalnego traktowania. W ogóle mam jakąś taką swoistą alergię na to słowo. Budzi ono we mnie wydźwięk raczej negatywny. Nie oszukujmy się. Większość społeczeństwa, po usłyszeniu owego stwierdzenia myśli zazwyczaj: bariera dystans, niepewność i strach. Każdy się boi tego czego nie zna. Niezależnie, czy boryka się z niepełnosprawnością, czy nie. Życie składa się zarówno z sukcesów jak i porażek. Pierwsze buduje owszem, ale czy drugie zawsze rujnuje?





Mnie uczyło. Wzmacniało w pewnym sensie. Nigdy też nie uciekałam od mojego stanu fizycznego. Jest częścią mnie, podobnie jak włosy, czy oczy. Wychodziłam także od najmłodszych lat do ludzi. Zwłaszcza tych w pełni sprawnych. Niech patrzą, i się przyzwyczajają, a co tam! Przecież żyjemy na jednej planecie. Te światy powinny współgrać. Podwórka, teatry, kina, filharmonia. W dorosłości to ostatnie miejsce zastąpiły ostrzejsze koncerty. Pewna forma uspołeczniania, a może raczej uwrażliwienia. Na swoiste różności nasze. Dlaczego nie napisałam "inności"? Też nie lubię tego określenia. Nie czuję się inna. Zaczęłam od dziecka, wierząc, że zaowocuje to obopólnie pięknym, niezapomnianym doświadczeniem. Ubogaci zarówno mnie oraz zdrowych rówieśników. Czy najbliżsi bali się moich porażek i próbowali przed owymi uchronić? Oczywiście, że tak. Jak większość rodzin, zwłaszcza matek. Jednak trzymanie pod swego rodzaju bezpiecznym kloszem nic dobrego nie przynosi na dłuższą metę.





Nie da się ocalić latorośli przed codziennością cały czas. Niekiedy nie zawsze kolorową i bajkową. Czasem wręcz brutalną w swej prawdziwej postaci. Lepiej, aby się doznało tej lekcji będąc dzieckiem. Skala rozczarowania jest wówczas mniej bolesna. Sprawy trudne wyjaśniano, tłumaczono. Nie było ucieczek. Przynajmniej u mnie. Choć rodzicielski niepokój zawsze będzie, ja już się nie boję. Żyć!