niedziela, 22 czerwca 2014

Teatralny power

Macie czasem ochotę przestać marzyć? Bynajmniej nie dlatego, że to nie jest budujące. Daje olbrzymiego pozytywnego kopa do przodu. Czasem tylko ich realizacja wychodzi poza wszelkie ramy. Co zrobić wtedy? Zaniemówić, gdyż dziękuję to zbyt ubogie słowo.  Ale po kolei. Zimową porą zamarzył mi się kolejny spektakl Jesus Christ Superstar. Gdybym miała określić przedstawienie jednym sformułowaniem? Powracający bumerang. Znam kilka osób, które po pierwszym obejrzeniu wracają.  To trzeba po prostu zobaczyć i przeżyć. Mając świadomość, że bilety z gościnną obsadą w składzie rozchodzą się niemal na pniu, z niecierpliwością czekałam na informację o rezerwacji. Udało się. W drugiej połowie czerwca ponownie przekroczyłam progi Teatru Rozrywkowego.

Kolejny raz dzięki niezwykłym ludziom. Nie mam tu na myśli tylko, najwspanialszej, prze kochanej mateczki. Do dziś nie rozwikłałam pewnej zagadki: Czym sobie zasłużyłam na tyle dobroci, której ostatnio dostaje olbrzymie pokłady od losu? Ktokolwiek zna rozsądną odpowiedź, proszony jest o jej udzielenie. Ja naprawdę nie mam pojęcia. Odcinek pomiędzy Chorzowem, a Wrocławiem minął błyskawicznie. Na miejscu okazało się że, dysponujemy sporym zapasem czasowym, do dzwonka zwiastującego początek musicalu. Mogłyśmy zwiedzić dobrze nam znane miejsce i spotkać znajome twarze, Powspominałyśmy troszkę nie tak odległe 35 lecie Dżemu. Jedyne, co w tamtym dniu było wspaniałe to set, znajomi i podróż. Reszta niech pozostanie milczeniem.
Jezus ze swym ludem
Fot: Anna Kozłowska
Jezus mi to tysiąckrotnie zrekompensował swymi niezwykłymi partiami wokalnymi. Niby to się oglądało już trzeci raz (ufam, że nie ostatni), jednak za każdym razem wzbudza innego rodzaju emocje. Swoiste motylki, które mi osobiście ogromnie dużo dają. Matulka po każdej takiej eskapadzie pyta, czy tego ładunku energii starczy mi na dłużej? Wie mimo wszystko, że czasem muszę być ładowana lub przeładowana. Akumulatorki zostały podłączone, więc można dalej iść do przodu z uśmiechem na  buzi, na przekór przeciwnościom i wszystkiemu innemu. W przerwie mówiła ,jaki to Maciek wszechstronny muzycznie i nie tylko. Cóż  nie sposób ów słów nie potwierdzić. Kiedy nadarzyła się okazja powiedzenia odtwórcy roli głównej tego osobiście hmm... Najpiękniejsze zakończenie słonecznego dnia. Przedsmakiem była chwilka rozmowy ze Św. Piotrem i Szymonem Zelotą. Kilka minut  później wyszedł głos dżemu. To była ta najpiękniejsza sekunda. Tak niewiele, a jednak ogromnie dużo. Moment do którego chciałoby się wracać zawsze. Jeszcze "cześć Ewa" i nic ci więcej nie potrzeba do euforycznego, cichego szczęścia.

czwartek, 12 czerwca 2014

Artyzm wspomający

Nie od dziś wiadomo, że rehabilitacja może przybierać, różnorakie oblicza. Wachlarz jest bardzo  szeroki. Wszystko zależy od tego, nad jakimi partiami ciała, chcemy się skupić. Od przeszło dwóch miesięcy, w środowe popołudnia  ćwiczę koordynację dłoni, wykorzystując sztukę. Ścisłej mówiąc -  malowanie. Geneza niedawno odkrytej możliwości ekspresji miała swój zalążek grudniowym, ciepłym wieczorem. Plan myślowy, który wówczas zakiełkował pod czupryną był nad wyraz prosty. Zrobić coś własnoręcznie. Czyż nie takie przedmioty wystawia się przeważnie na kiermaszach, w dobie wszechobecnej komputeryzacji, również internetowych?
Portrecik pierwszy
Pierwszy pomysł był. Osoba nadzorująca jego powstanie również. Pozostało tylko, przenieść ów na papier, przy użyciu odpowiednio dobranych do łapek materiałów. Założenie ambitne aczkolwiek w pewnym sensie trudne do zrealizowania. Człowiek chce zrobić komuś niespodziankę, prosi o podesłanie głównego składnika dzieła, a pytań w stylu po co tysiące. Ile było gimnastyki, przy wymyślaniu odpowiedzi, wiem tylko ja. Wreszcie po, dwóch niezwykle sympatycznych twórczo miesiącach portrecik miał swoją premierę. Nie powiem, duma mnie rozpierała. 
Drugie dzieło
Na skutek pozytywnych komentarzy zaczęłam pracować nad czymś nowym. Tym razem tylko na własny użytek. Tutaj zadanie okazało się znacznie łatwiejsze pod względem logistycznym. Wszelkie części składniowe, kolejnego wykonanego obrazka, miałam w posiadaniu własnym. Ręce, zahartowane w artystycznym boju, same chwytały za przybory, potrzebne do realizacji drugiego projektu. Tempo pracy moich osobistych paluszków zadziwiło nawet mnie samą. W przeciągu dwóch tygodni, dzieło było skończone i gotowe do zamieszkania na ścianie. Gdybyście chcieli zapytać dlaczego akurat oni? Obaj panowie, skradli me serce. Każdy wdarł się do niego indywidualnie Niedawno dołączył do nich trzeci przedstawiciel. Cechuje go potężny głos i ogromna wrażliwość. Tylko wybór zdjęcia stanowi problem. Na każdym jegomość ślicznie się uśmiecha.