wtorek, 8 maja 2018

Zwyczajna (nie)zwyczajna

Zrobiłam sobie całkiem niedawno bilans w swojej głowie. Subiektywne zestawienie z niepełnosprytnością w tle. Wynik w zasadzie zaskoczył mnie samą. Wyszło na to, że nic nie straciłam z życia wiążąc je na stałe z towarzyszem. Zapytacie czy jest jedna rzecz, której tak z serca zazdroszczę pełnosprytnym. Szczerze? Nie ma. Tak samo skończyłam szkołę, mam pracę. W dzieciństwie uczestniczyłam w różnorodnych zajęciach dodatkowych. Ich głębsze znaczenie dla mojego zdrowia pojęłam dopiero we wczesnym wieku nastoletnim i również wówczas się przeciwko nim w naturalny sposób buntowałam. Jeden ma dość ciągłego powtarzania nut, lub chwytów drugi ćwiczeń fizycznych. Mój plan także ulegał modyfikacjom.
Wiem o czym zapewne większość z Was myśli. Nie, nie żałuję, że nie chodzę. Czy można być złym na coś w sytuacji, gdy nigdy w pełni tego nie doświadczyłam? Nie. Na taki stan rzeczy wpłynęły czynniki zewnętrzne na które wpływu nie miałam. Wobec powyższego nie czuje abym coś straciła. Z perspektywy mego osobistego wieku Chrystusowego mogę powiedzieć jest dobrze. Moi najbliżsi zrobili wszystko, co w ich mocy aby było tak jak jest. Z dzisiejszą wiedzą czy metodami być może byłoby jeszcze lepiej. Nie cofnę jednak wskazówek biologicznych gdyż nie o to chodzi.
Ciało faktycznie nie zawsze ze mną współpracuje tak do końca jakbym chciała intelekt jak najbardziej. Zaklinanie rzeczywistości myślicie. Raczej dostrzeganie wartości w tym co mnie spotkało. Zwłaszcza tej pozytywnej. Szczególną są również ludzie, ale o nich następnym razem.


2 komentarze: