poniedziałek, 17 lutego 2014

Muzyczna rekonwalescencja

Są takie chwile, kiedy mój muzyczny niedosyt żywego słuchania nutek z głosem zaczyna mnie pozytywnie przerażać. :-). Aby móc tego doświadczać jak najczęściej, jestem w stanie nawet pokonać swój osobisty "Mont Everest" - pójść do Stomatologa.
Nowy uśmiech
Październikowego popołudnia mamita zapytała, czy swój jubileuszowy dzień  spędzę "tradycyjne", czyli na solowym obliczu słodko - blusowego Macieja... Nie było wtedy jeszcze oficjalnych wieści, ale Sis wysłuchawszy dzielnie mych jęków, stęków i marudzeń okraszonych niepewnością, wysłała zapytanie, gdzie trzeba. Odpowiedz wzbudziła mega uśmiech na mym licu. Po cichu chciałam zaliczyć więcej niż jeden koncert (cóż dla mnie ów głos brzmi idealnie w każdej odsłonie wokalnej) myśli krążyły wokół Wawki.
W poważnej przed koncertowej rozmowie trzeba było wytoczyć bardzo silne argumenty. Na jednym wydechu wraz ze słowami "No przecież to... Maciek" "Solowa trasa jest tylko raz w roku" padło "Ewcia dobrowolnie pójdzie do dentysty "
Na skutek uwarunkowań genów mam dość słabe zębiska, które trzeba leczyć. Wiedza wiedzą, a praktyka? Cóż, z tym bywało różnie. Wszystko, przez nieprzyjemną,  starszą  doktor, która w dzieciństwie potraktowała mnie nieprzychylnie delikatnie mówiąc. Trauma była tak ogromna, że gabinety odwiedzałam w ostatecznej ostateczności. Dlatego, po usłyszanej deklaracji mateczka niezwłocznie umówiła mnie, na najbliższy wolny termin w oleśnickiej klinice. Pech chciał, że terminy początku trasy i przeglądu przypadły bardzo blisko siebie. Stawiłam się  na wizycie. Chirurg stomatologiczny dokładnie obejrzał wnętrze mej paszczy na wszelkie możliwe strony. Spokojnie odpowiadał na pytania, wyczekiwał mimowolne napięcia ciała. Po tak miłych oględzinach, z opanowaniem i wewnętrznym uśmiechem, czekałam na narkotyczny sen. Niepełnosprytni mają go nieodpłatnie z tytułu posiadanego orzeczenia o swym stanie. Dodatkowym umilaczem muzycznym był rewelacyjny solowy Maciek. Nie był to zwykły live. Kilkoro przyjaciół spotkało się, aby sobie wspólnie razem pograć. Serdeczne gagi, wplatane pomiędzy poszczególne fragmenty niepowtarzalnej setlisty okazały się idealnym, treserem mięśni brzucha. Gdy wybrzmiał naprawdę ostatni bardzo osobisty utwór, w trzykrotnym powtórzonym bisie, mamita wychodziła zachwycona całą oprawą. Mi natomiast było strasznie żal, że to już  koniec. Chyba na mocy owego smutku parę dni po imprezie zaczęło mnie pobolewać gardło. Te kilka dni, do spotkania z chirurgiem, spędziłam w domowych pieleszach. Uzbrojona w specyfiki przepisane przez rodzinnego medyka. W weekend poprzedzający zabieg, napisałam na fb, pełnego nadziei posta wraz z ulubionym coverem.

Nie wszyscy jednak tak go zrozumieli, ponieważ w pracy mateczki padały pytania o realizację mego osobistego... testamentu. Kunszt i profesjonalizm zespołu nie pozwolił mi odejść za szybko. W dwie godziny wykonali niezbędne naprawy, wybudzili z narkozy, bym wraz z zaleceniami, odpoczywała we własnym pokoju. Podczas rekonwalescencji  najadłam się niezłego strachu. W czwartkowe południe poczułam, że połykam coś... W przychodni nikt nie odpowiadał... Nieźle wystraszone zadzwoniłyśmy bezpośrednio... do operatora. Wysłuchawszy historii o narastającym bólu obiecał... wizytę domową, w trakcie której jeszcze raz wszystko obejrzy... Słowa wcielił w życie...
Zajrzał, włożył lekarstwo przepisał antybiotyk maść, a co najważniejsze - uspokoił panikarę. Gdy wychodził, nie biorąc od nas ani złotówki, patrzyłyśmy z niedowierzaniem na siebie.
Spotkać prawdziwego Lekarza, to dziś rzadkość.

A ja? Za odwagę, być może kolejny raz usłyszę, pieśni Syna Bożego, na deskach teatru chorzowskiego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz