Poznawanie nowych miejsc, czy ludzi intrygowało mnie od
zawsze. W okresach smarkato turnusowo rodzinnych poza mniej lub bardziej
potrzebnymi pamiątkami przywoziło się… nowe znajomości. Wiadomo, jedne przetrwają więcej inne mniej,
ale taka kolej rzeczy.
 |
Belgia 2002 |
Kolejna, już tym razem bez rodzicielskiej opieki,
samodzielna eskapada ku nowym znajomościom przyszła z chwilą prawnego wejścia w
dorosłość, czyli w Polsce 18 rok życia. Kraj docelowy Belgia cel poznanie się
Polskich i Belgijskich nie w pełni sprytnych. Wszystko szło z unijnego
portfela. Bajka, gdyby nie fakt dowiedzenia się o wyjeździe na miesiąc przed
jego rozpoczęciem :-P. Kochany braciszek po prostu zapomniał mnie poinformować,
iż moją skromną osóbkę wytypowano do tego projektu. Wyjścia były dwa „udusić
zapominalskiego”, lub pojechać. Wybrałam bramkę numer dwa i nie żałuje,
ponieważ to było jedno z najpiękniejszych ryzyk, jakie podjęłam, na tamte
czasy.
 |
Poliglota Timmie |
Zanim jednak wyruszaliśmy trzeba było się wzajemnie
zintegrować w naszej rodzimej grupie. Temu służyły cykliczne spotkania przed
wyjazdem. Rysowanie, Kalambury to był pikuś w porównaniu z ojczystym językiem
Belgów – Flamandzkim. Dobę przed
wyjazdem nauka. „Świetny” pomysł. Skapitulowałam już po pierwszych słówkach,
mając nadzieję, że ktoś tam zna angielski równie dobrze, jak ja. Taki był wymóg
projektu. Z nią wsiadałam do busa
Nazajutrz po całonocnej podróży przywitała nas ciepła, letnia Belgia. Szybko
rzuciliśmy bagaże do pokoi, by móc się lepiej poznać. W mgnieniu oka z wielkich
dwóch grup, zrobiło się kilkanaście małych grupek. Mnie bliżej było do Timmie’ego,
Thomas’a i Bart’a. Pierwszy pomimo braku
zdolności widzenia władał biegle 6 językami obcymi. Po 48h z nami nauczył się
polskiej… „łaciny”. Nie, żeby był powód do dumy.:-D.
 |
Fryzjer dołkowy |
Najcieplej wspominam jednak Barta. Niesamowicie oddany pomocy niepełnosprytnym. Wolontariusz na piątkę. To z nim wspólnie przeżyłam mój pierwszy… papieros zapalony po wieczornej imprezie, brylowanie na parkiecie, czy wreszcie zamianę siedziska mego towarzysza na kolana. Jego kolana rzecz jasna. Przesadził mnie sobie ot tak bez zbędnego mówienia o tym, by zaraz potem poprosić „Przytul się do mnie”. Współtowarzysze doskonale zdawali sobie sprawę z relacji, jaka nas połączyła. Fryzjer podczas dołkowych dni na wyjeździe. Chwilami żałowałam, że oddał swe serce innemu, czując jednocześnie radość bo dzięki temu czułam, że ma współlokatorka – niepełnosprawność ruchowa wcale nie musi mnie „blokować” . Dla mnie, wówczas 18 latki, był to swoisty przełom
Tak szalenie pozytywnie
zakręconego , jak Thomas nie spotkam chyba już nigdy. Pomimo swych chorób min.
wada serca, był torpedą z zawsze meeeeeeega
uśmiechem. Kiedy było się blisko
nie mogłaś być smutna. Dlatego przeżyłam niemały szok dowiedziawszy się od
jednej z belgijskich wolontariuszek, na
co choruje.
Nazajutrz Morfeusz
trzymał mnie w swych ramionach całą drogę do Polski. Po to tylko, abym nie
musiała pokazywać bólu… rozstania