Dzieciństwo. Każdy ma jakieś osobiste wspomnienia związane z
tym okresem. Gdy teraz włączyłam taki mój swoisty melancholijny powrót do
beztroski stwierdzam, że w zasadzie zapisały najmilej się w mej pamięci dwa. Rower oraz
przyjaciel z dzieciństwa Jakub.
 |
ja i rower
nierozłączny dwuletni duet
1994r. |
|
Chyba każde dziecko o nim marzy ja również nie byłam
odosobniona w tym pragnieniu tym bardziej, że odczuwałam jeszcze większą
potrzebę swobody niż inni…
Z racji, że
mój nie mógł być taki sieciowo sklepowy, pojechaliśmy po niego, aż na Górny
Śląsk do Tychów. Dopasowywanie wszystkiego względem mnie, pasków przywiązanych
do pedałów i innych małych, lecz istotnych rzeczy trwało kilka minut. Pan
konstruktor robił wszelkie pomiary, a ja? Siedząc na siodełku
mierzyłam wzrokiem w tym czasie raz po raz to
sprzęt, to pustą o
poranku asfaltową drogę… Miałam szalone myśli… Przemiły pan zrozumiał
i powiedział tylko: Jedź. Ten rodzaj swoistej wolności wiatr we włosach.
Już
wówczas coś nas połączyło
przemierzaliśmy wspólnie rożne drogi zakamarki i ścieżki, szybciej lub wolniej.
W zależności od siły mych nóg danego dnia. Jedno z wielu miłych wspomnień
rehabilitacyjno ruchowych.
Drugim niezwykle istotnym
aspektem był kontakt z rówieśnikami. Mieszkając, jako mała dziewczynka, na czwartym piętrze bez windy ten kontakt był
znacznie utrudniony, ale ktoś na górze chyba nade mną czuwa, lub chce abym
jeszcze coś zrobiła
na tym świecie. :-).
 |
My
ja, Kuba oraz nasza grupowa świnka
1990r. |
Nad nami mieszkała rodzina z synami, młodszy był z mojego
rocznika, starszy, rocznik mego brata.
Któregoś dnia
Kuba przyszedł tak po prostu. Zaczęliśmy rozmawiać.
Mielimy wiele wspólnych tematów i… nie
wiadomo
kiedy minęło kilka godzin…
Od tamtej pory nasze spotkania sąsiedzkie odbywały się kilka razy w tygodniu. Podczas wspólnych zabaw zapominaliśmy o upływającym czasie… Do momentu dzwonka naszych
drzwi, naciśniętego przez sąsiadów, sugerującego... dość późną porę na
odwiedziny. Nasza wspólna rozpacz nie miała wówczas końca. Podczas jednego z
takich odbiorów mama Kuby zapytała nas, czy bym nie chciała chodzić do przedszkolnej
grupy, na czas zabaw do której uczęszczał mój przyjaciel. Rozmawiała już nawet
o tym z paniami i dyrekcją. Nie robiły problemu…
Gdy nadszedł wreszcie ten dzień cieszyłam się, nie było we
mnie, ani odrobiny niepokoju, bo przecież nie byłam tam sama…
Dzieci rzecz jasna zadawały standardowe pytania, ale zanim
łapałam powietrze, aby odpowiedzieć moi grupowi nowi znajomi już ją dostawali
od... Kuby. Z czasem moja fizyczność stała się dla nich czymś oczywistym. Razem
opiekowaliśmy się grupowym zwierzakiem – świnką morską i czułam się w pełni
akceptowana.
Niestety kontakt z Kubą się zerwał z chwilą mojej
przeprowadzki do obecnego miejsca zamieszkania, ale dziękuję za jego obecność.