![]() |
Okładka programu "Jesus Christ Super Star" |
Wszyscy nie Dżemowi znajomi pytają mnie za co tak naprawdę
cenię Maćka Balcara? Odpowiedź jest oczywista. Śmiało mogę powiedzieć, że dzięki
niemu rozwinęłam się muzycznie. Odkąd go usłyszałam na żywo w innej odsłonie chciałam ich słyszeć częściej i więcej… Moje
rodzinne ,miasto nie stanowiło kłopotu
gorzej było z odległością O Jezusie granym przez Maćka na deskach teatru marzyłam,
więc skrycie, skrzętnie odkładając
fundusze na ewentualną drogę do Chorzowa, tak bardzo chciałam usłyszeć go w
roli głównej.
Tutaj pośrednio z
pomocą przyszła mi uczelnia Na przedmiocie zwanym Musical naszym zadaniem było
przedstawienie w formie prezentacji jednego z musicali znajdujących się na przyniesionej przez wykładowczynie
liście. Był na niej Jezus Pomyślałam teraz, albo nigdy Przeprowadziłam rozmowę
z mamuśką i po paru dniach usłyszałam Sprawdź tylko czy, aby na pewno Maciek
gra Jezusa. Nie musiałam sprawdzać, gdyż ubiegłoroczną rozpiskę z terminami
znałam na pamięć
W duchu płakałam ze szczęścia marzenie miało się stać realne
za parę chwil
Siedząc na widowni czekałam tylko na wyjście głównego
bohatera. Wszystko inne przestało mieć znaczenie…
![]() | |
Fotki ze spektaklu źródło program |
Nagle poprzez jego
interpretacje roli zobaczyłam prawdziwego Syna Bożego
Człowieka z ułomnościami radościami lękiem smutkiem. Prawdziwego, a nie obraz „idealny” wykreowany
przez media Przecież nikt nie był idealny. Nawet On.
Niepewność w trakcie rozmowy w ogrodzie. Jego oraz moja
Dwie godziny zleciały… Kiedy, gdzie? Za szybko. Dla
mnie to nie było w porządku. Wiedziałam,
że wrócę tam… Musiałam
Tegoroczna sesja zimowa poszła bardzo bardo dobrze, kosztem
pracy zawodowej Sytuacja stawała coraz bardziej napięta Wiedziałam czego, a
raczej kogo potrzebuje…
W marcu mamuśka znów stanęła
na wysokości zadania.
Pamiętając o tym, co „przyszło” w Szczawnie miałam pewien
plan. Stanęłam znowu przed trudno milutką decyzją. Przecież to musiało być milutkie. W końcu
prezent czekał na ten dzień
Na parę dni przed wyjazdem umówiłam się z Gosią i jej mamą
na spotkanie. Cieszyłam się, że wreszcie poznam bliskie mi osoby, pozytywnie
zakręcone. Zostawiliśmy podarunki w szatni
mając obiecane ze zostaną doręczone adresatowi. Oczekiwanie na spektakl, w trakcie miłej pogawędki,
zleciało migiem Na korytarzu pani przy pianinie wygrywała znaną ze spektaklu
melodie… Ostatnich kilka zdań wymienionych na szybko i kurtyna w górę.
Znowu go usłyszałam. „Mojego”
Maćka Zrozumiałam, że przejechanie ponad 200km miało sens. Oglądało się bardziej
świadomie. Już nie wstydziłam się nieśmiało kapiącej łzy w trakcie sceny w
ogrodzie, a ostatnia Hossanna jeszcze dogłębniej
mnie poruszyła.
Kiedy aktorzy kłaniali się dziękując za w pełni zasłużoną;
owacje na stojąco nagle zauważyłam, że mistrzu dostaje do rąk nasze torby. Moją oraz p. Eli i Gosi.
Instynktownie
odwróciłam się do tyłu z uśmiechem na twarzy.
My wiedziałyśmy… Ufam, że On też
wie dla kogo to.
Trzeba było wracać do domu. Z nadzieją że ponownie dane mi
będzie usłyszeć pieśń Jezusa na żywo.