czwartek, 31 grudnia 2015

Szkatułka wspomnień

Stary rok odchodzi. Zmęczony pakuje w pośpiechu skrawki minionych, już prawie, dwunastu miesięcy. Niemalże na odchodnym zostawia mi niezwykły pakunek. Piękne wspomnienia. Zaklętych głównie w zdjęciach, spotkaniach czy koncertach. Niektórych z nich, nie można przypisać kształtu. Przecież uznanie, radość, czyjaś sympatia tego nie posiadają. Nie da się ich zamknąć w skarbonce na klucz. Są piękne niczym diamenty. Lotne, jak radosne ptaki. Przez, co dla mnie stanowią wartość bezcenną. Pozostają jednak, gdzieś tam na dnie najważniejszego ludzkiego organu. Ich wspomnienie natomiast powoduje od czasu do czasu łzy, wzruszenia lub ciepły uśmiech. Nie wiem, czy to pierwsze to  do końca dobry objaw zwłaszcza, gdy patrzy na Ciebie sporo innych obcych ludzi, ale cóż...
Taka już jestem i się już nie zmienię. Niestety, a może to dobrze? Większość upominków dostałam dzięki ósmej wspaniałej, czyli mojej jedynej, najukochańszej mamie. Działała zawsze przy znacznym wsparciu osób mi bliskich. Nigdy, żadnymi słowami nie zdołam wyrazić mojej wdzięczności w stosunku do nich. Mogę tylko nieśmiało, po cichutku, prosić o jeszcze. Dopóty, dopóki starczy im sił, ochoty i cierpliwości do mojej skromnej osoby. 
Czas wreszcie powiedzieć, kto jest ich autorem. Przedstawiciele płci przeciwnej. Nie, nie chodzi tutaj o żadne porywy, czy łomoty serca. Daleka jestem o tego. W moim odczuciu wygrywa zdecydowanie osobowość . No, dobrze w jednym z wypadków jeszcze głos ma znaczenie. Ale to właśnie ich usposobienie względem mnie przysporzyło tyle niemacanych powodów do wzruszeń. One mają nieco inny kaliber. Doceniam także te namacalne. Wszystko wskazuje na to, że następca odchodzącego również ich trochę dla mnie pochował za sprawą wspomnianych już panów. Ale o tym kolejne wpisy. Pisane w 2016 roku, gdyż nie chce zapeszać. 

sobota, 12 grudnia 2015

Spotkane szczęscie


Gdy masz znajomych mieszkających w różnych zakątkach kraju,  organizacja osobistego spotkania wydaje się być niemożliwa. Nic bardziej mylnego, gdy się czegoś bardzo chce, nie ma niemożliwego. Oczywiście trzeba to wszystko wcześniej zaplanować, ale się da. Szczególnie, gdy istnieje wspólny mianownik. To naprawdę łączy i pozwala pokonać nie tylko kilometry.



Na Dżemowym szlaku koncertowym istnieją niewątpliwie wyjątkowe miasta. Do stolicy, czy Górnego Śląska dołączył stosunkowo niedawno Ostrów Wielkopolski. Wiele pozytywnych opinii o tych koncertach się słyszało... O tej swoistej wyjątkowości. To było jedno z muzycznych marzeń, które ogromnie chciałam zrealizować. Czy na coś liczyłam? Wyjątkową set listę i spotkania pod sceną. Z ludźmi, akceptującymi w całej rozciągłości i znaczeniu owego stwierdzenia. Nic wielkiego, ale jak to zwykle na koncertach sekstetu bywa... 



Mało oczekujesz, strasznie dużo zyskujesz. Począwszy od transportu, po spotkanie ze znajomymi, całkiem spontaniczne uśmiechy muzyków na widok kilku osób w takich samych koszulkach. Przypadek? Nie. Raczej umowa spełniająca po cichu swe założenie.

Kolejność utworów? Wybacz, ale tuż przed rozpoczęciem występu wydarzyło się coś, co owe pragnienie przyćmiło.Takie spontaniczne, piękne dziecięce to było. No dobrze, parę razy z powodu doboru piosenek w fotelik Cię wbiło i uśmiech nie schodził Ci z twarzy.


Jednak, to co najpiękniejsze na koniec dnia się wydarzyło. Coś czego w ogóle się nie spodziewałaś, prosząc o indywidualne zdjęcie. Fotografia tylko potwierdziła słowa znajomych, w które nie za bardzo chciałaś uwierzyć. Ale już wierzysz w swoje... muzyczne szczęście. Choć tak naprawdę nie wiesz, co się do tego przyczyniło życzysz sobie, aby na cały nadchodzący 2016 rok Cię nie opuściło. 

środa, 2 grudnia 2015

Magia (nieświątecznej) chwili

Fot Bartek Kozłowski
O tym niezwykłym spotkaniu myślałam już od czerwca ubiegłego roku. Po zakończeniu jednej, z moich osobistych kolejnych odsłon przedstawienia Jesus Christ Superstar znajoma przyznała, że jej córka także boryka się z niepełnosprawnością. Pozytywne zaskoczenie malowało się na twarzach mamci i mojej. Jeśli to prawda, że taki swoisty nadbagaż dotyka poniekąd wyjątkowych dorosłych, to w moim odczuciu w tym przypadku jest trafione na sto, a nawet więcej procentów, Bardzo chciałam poznać osobiście osóbkę, o której rozmawiałyśmy. Rodzaj schorzenia był już mniej istotny. Wszak wszyscy jesteśmy przede wszystkim ludźmi. Wielokrotnie poprzez nasze rozmowy na FB czy na koncertach Dżemu na których byłyśmy razem z jej mamą prosiłam "Zabierz ją ze sobą wreszcie gdzieś." Z ust rozmówczyni słyszałam, zawsze z olbrzymią dozą cierpliwości, że kiedyś się spotkamy. Pozostało, więc czekać...
Końcem listopada we Wrocławiu zainaugurowano coroczny Jarmark Bożonarodzeniowy. Mnóstwo małych, drewnianych domków z przeróżnym asortymentem do kupienia. Od regionalnych przysmaków po świeczki, a nawet zabawki. 



Kolorowy pociąg dla młodszych dzieci, miejsca do słuchania znanych i lubianych bajek, sanie Mikołaja z olbrzymim reniferem. Kawałek rynku na ten okres zdobią światełka. Tłem do opisanych wcześniej rzeczy są piosenki świąteczne puszczane z głośników, a wisienką na torcie - grzaniec serwowany w okolicznościowym dzbanuszku. Skąd o tym wiem? Jestem tam, co roku kilkakrotnie. W pierwszych dniach tego sezonu wiało padało i było naprawdę zimno. W nie najlepszym nastroju wróciłam do domu, odpaliłam Facebooka... 

Fot Bartek Kozłowski
Szok. Na tablicy tej wspanialej, arcy cierpliwej zwłaszcza do mojej osoby, znajomej widniało zdjęcie Wrocławia. Przyjechała na rodziny weekend z dziećmi. W pierwszej chwili nie wiedziałam, czy przeszkadzać. Chęć poznania nastolatki była jednak silniejsza.... Spotkanie odbyło się dnia następnego. Wówczas winko smakowało wybornie i fotka z reniferem... nie była już wiochą.

Fot Bartek Kozłowski

środa, 4 listopada 2015

Pasja uśmiechem płynąca


"Skąd bierzesz ten swój życiowy optymizm"? pytają zazwyczaj nowo poznani po pierwszym, dłuższym kontakcie z moją skromną osobą. Przecież los sobie tak okrutnie ze mnie zadrwił. Ja jednak staram się iść przez życie z bananem na twarzy. Dlaczego? 

Ktoś kiedyś mi go podarował, odwzajemnił. Niby nic niezwykłego w tym nie było. Zwykły gest ale zadziało, jak sztafeta. 

Gdzieś tam przemknęło mi przez głowę, że może ten miły jegomość przesyła swój uśmiech w kierunku miłej dziewczyny, a nie stereotypowo pokrzywdzonej. Przecież tak wyglądamy w oczach większości ludzi, która nie chce nas poznać. Trudno. To było nasze pierwsze spotkanie, a czułam się jakbym szczęśliwym obuchem w głowę dostała. 

 On nie robił problemu z moich czterech kółek, więc czemu miałabym go sama stwarzać? To było niemal piętnaście lat temu. Na chwilę obecną jest lepiej niż mogłam przypuszczać. Nie jednokrotnie się zastanawiałam dlaczego ja??

Od kilku tygodni zaczynam się "obawiać" naszych spotkań muzycznych.  W sensie strasznie pozytywnym, choć z równą niecierpliwością czekam na kolejne.

Gdy nie będę się blokować, zamykać na innych, więcej osób będzie chciało mieć ze mną styczność. Owszem mam niewładne nogi, ale to nie jest jakaś klatka nie do przejścia. Nie odbierze mi znajomych, jeśli nie dam im sama powodów. Nieraz mi dali do zrozumienia, że nie straszny im mój towarzysz. Jeździli, wnosili, wozili, pchali i robią to w dalszym ciągu. Podobnie, jak ludzie mi nieznani. Na palcach jednej ręki mogę policzyć uzasadnione przypadki odmowne. Z tym też się trzeba liczyć. 

Kilka lat temu o północy nie było już autobusów niskopodłogowych w rozkładzie, powrót z koncertu muzyki irlandzkiej... Nagle zakręciło się koło nas czterech, "łysych", rosłych panów w skórach. Parę machnięć i już byłam w środku. Pojechali z nami do naszego przystanku domowego, aby mnie "wysadzić"! Wzruszenie. W zamian dostali tylko mój uśmiech. 

W pewną październikową niedzielę wybrałyśmy się do kina z mamitką. Młoda dziewczyna, po sensie filmowym sama zaproponowała swoją pomoc przy znoszeniu mego sprzętu ze schodów. Bardzo miłe. 

Ciepły gest potrafi też przypomnieć o tym, co najważniejsze. Postawić do pionu. Zwłaszcza, kiedy się wątpi w coś bardzo ważnego. Siła, odwaga i determinacja wracają na swoje właściwe tory. Niosąc ze sobą nadzieję. Ufam, że kiedy poproszę o pomoc znajomi znów nie zawiodą. Ceniąc moje podejście do życia. To jest w tym wszystkim najważniejsze.

sobota, 10 października 2015

Kampanijne grzybki?

Namnożyło się tego teraz niczym grzybów po deszczu. Swój światowy dzień mają, chociażby osoby z Zespołem Downa, Autyzmem, czy wreszcie Mózgowym Porażeniem Dziecięcym. Każda z dat ma jakieś indywidualne cechy charakterystyczne.  W geście solidarności, zwłaszcza z tymi ostatnimi powinnam przywdziać siódmego października barwy nadziei. Otóż nie zrobiłam tego. Nie powodowała mną skleroza, ani brak odpowiedniego koloru w garderobie osobistej. Był to zabieg celowy i dokładnie przemyślany. Przesłanie, uświadamianie? W ten jeden wyjątkowy dzień nie zmienimy zdania nie przekonanych. Jestem cząsteczką tej milionowej siedemnastki, nie wstydzę się tego, jednak jak mówi polskie przysłowie, jedna jaskółka wiosny nie czyni. Ze stereotypami chorobowymi walczę świadomie od dwóch dekad z hakiem. Mam wrażenie, że jestem jakby zaprzeczeniem osoby z MPD. Pracuje, posiadam normę intelektualną. Epilepsji też u mnie nie zdiagnozowano. Całym swoim życiem usiłuje pokazać, że można żyć.  Mimo lekarskich diagnoz. Bez kampanii i wszystkiego, co się z tym wiąże. Po cichu skromnie bez blichtru czy fleszy. Mieć kochającą, służącą wsparciem rodzinę, znajomych, którzy cię w pełni akceptują. Nierzadko pomagają pokonać kolejne przeszkody. Szczególnie te architektoniczne niekiedy kosztem własnego zdrowia. Pasję dającą mega pozytywnego kopa do dalszych działań. Ale o tym, kiedy indziej




czwartek, 24 września 2015

Ósma wspaniała

To będzie jedyny i niepowtarzalny wpis. Szczególny, bo ona taka właśnie jest. Wspaniała, ale skromna. Nigdy nie sięgała po oficjalne zaszczyty i laury, choć zdecydowanie nalezą się jej. Trzydzieści lat temu w  pewien zimowy dzień na świat przyszło dziecko. Dziewczynka. Wszyscy bardzo się cieszyli, wszak nowa istotka stanowiła namacalny prezent dla babć, których jeszcze wówczas nie znała i poznać wcale nie musiała. Zasadniczo tamten styczeń, zmienił wszystko. Scenariusze mogły być różne. Jednak moja najbliższa rodzinka zdecydowała, że zostaję z nimi, z całym swym dobrodziejstwem. Siły fizyczne musiały się wówczas zrównać z psychicznymi, jeśli nie je przewyższać. Początkowo tworzyli drużynę, w drodze do swoistej sprawności córki, oraz młodszej siostry. Gdzieś tam z tyłu głowy czaił się nałóg, który zabrał mi ojca. Choroba alkoholowa powoli postępowała, a my musiałyśmy podjąć decyzję. Filigranowa siłaczka została samotnym dźwigiem oraz zbieraczem najrozmaitszych emocji. Zarówno tych dobrych, jak i w wersji niekoniecznie bardzo chlubnej. Łatwe to niestety nie jest.
W obiektywie córy
Ona jednak daje radę. Każdego dnia. Po kilka razy dziennie. Dodatkowo pierwsza pokazała mi, że świat nie ma ograniczeń, choć wszyscy wiemy, jak jest. Jeszcze w tym wszystkim wozi mnie, lub jeździ za takim jednym blondynem z uśmiechem na ustach. Mimo, że z jej perspektywy musi to być karkołomny fizyczny wysiłek. Ale to chyba właśnie jest miłość.Pozwólcie, że podziękuję ósmej wspaniałej wyjątkowo.
"Mamo bardzo Cię kocham, kocham Cię!"
Dżem List do M

Dziękuję

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Ustkowo urlopowo


"Daleko za murzynami", używamy tego sformowania w wielu kwestiach. Trzeba przyznać obiektywnie, iż tegoroczne letnie warunki pogodowe, były bardzo zbliżone. Upał nieźle dawał wszystkim w kość, dlatego w pierwszych dniach sierpnia uciekłyśmy nad Bałtyk




Do ośrodka wracałyśmy tylko na posiłki i odpoczynek. Trzeba było korzystać z różnorodnych form spędzania czasu. Tych na szczęście nie brakowało. Na promenadzie spotkało się kogoś sławnego choć ja zamiast modela wolałabym tancerza  pewnego. 

Projekt plaża

Fale były przepiękne i udało mi się w nich zanurzyć, z pomocą brata.

Ne fali

Spacery na falochronie również miały niepowtarzalny urok.
Zwłaszcza z połączeniem szczególnego zachodu, który obejrzałam w wersji pionowej.

Falochron 
Knajpki nadmorskie zajmowały zaszczytne drugie miejsce. Pozwoliło mi to na chwile zapomnieć o żalu. Ominęło mnie muzyczne spotkanie z mymi zakręconymi znajomymi. Wspaniali ludzie nie zapomnieli jednak o mnie i nie chodzi tylko o coś namacalnego.

Chłodek 

piątek, 24 lipca 2015

Pozytywności wśród pewnych zaległości




fot: Agata Grzebiela
Zaległości. Wychodzące niemal z każdego pola na które się zdecydowałam. Część z nich mam na własne życzenie. Ot lenistwo, ot co . Jedna osoba szczególnie mi pomaga w spijaniu tego niezbyt smacznego piwa, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Mam nadzieje, że sprawa zakończy się pozytywnie. Inaczej zawiodę nie tylko siebie. Kilka miesięcy temu odkryłam, że cierpię na chroniczny brak systematyczności. Tyle tego się ostatnio nawarstwiło i bardzo mnie przeraziło. Aby się od tego zdystansować, pojechałam sobie odrobinkę po koncertować. Drugie muzyczne parkowanie polanickie było idealną okazją do spotkania ze znajomymi, pozytywnie zakręconymi.
fot: Agata Grzebiela

Kolejna solowa odsłona Maćka Balcara. Jak zwykle niewiele oczekiwałam, a i tak mnóstwo pięknych i zaskakujących wspomnień zarówno od artystów, oraz publiczności zgromadzonej w obiekcie dostałam. Choć koncertowi kompani na wszelkie sposoby usiłują mi wytłumaczyć dlaczego, do dziś nie mogę uwierzyć w coś tak wspaniałego. Takie moje bardzo lubiane energetyczne bateryjki, które teraz ogromnie się przydają. Zwłaszcza kiedy jesień nieco zmian w życiu zapowiada. Za większość z nich, asystent osobisty odpowiada. Tak, wreszcie go mam. Program działa na razie do końca roku kalendarzowego. Zrobię wszystko, aby trwał jak najdłużej się tylko da. Od września, więc ostro działamy. Nowa praca, koncerty i pewne spotkania w mych planach zapisane. Oby trochę z nich było zrealizowane

Fot: Magdalena Antoniak

sobota, 6 czerwca 2015

Dzieję się, się dzieje


Wpadłam w totalny pozytywny wir. Majowa wyprawa do Wrocławskiego Afrykarium była tylko tego początkiem. Już od dawna chciałyśmy się tam wybrać z mamitką zwłaszcza, że  tyle się mówiło o tym miejscu. Pozytywne opinie są całkiem zasłużone mimo, iż kawałek Afryki dopiero niedawno się rozgościł w naszym ogrodzie zoologicznym. Czwartki okazały się również cenowo dla nas przystępne.
Kiedy, po blisko trzygodzinnym spacerze już w domu zadrżał mój telefon, a na wyświetlaczu pojawił się nieznany mi numer, troszkę się zdziwiłam.  Z powodu dość głośnego remontu z rozmowy telefonicznej łapałam, co drugie słowo. Jednak na osobistym spotkaniu zostało mi wszystko dokładnie wytłumaczone. Codzienność dorosłej osoby niepełnosprawnej, praca na zaliczenie przedmiotu. Tak skrótowo można nazwać przyczynę zetknięcia naszych dróg. Miałam zostać indywidualnym przypadkiem badawczym.
Wisiorek
Zanim przystąpiłam, do streszczania mego życiorysu, poprosiłam o pomoc w drobnej ręcznej robótce. Od pewnego czasu chciałam mieć, coś wyjątkowego na sobie. Oczywiście takową rzecz mogłam zamówić. W sieci, na facebooku pełno ogłoszeń typu wykonam. Raz tak zrobiłam. Bransoletka jednak mnie uczuliła...

Studentka bardzo szybko połączyła nabyte przeze mnie półprodukty w całość. Myślałam, że to będzie transakcja wiązana. Niestety, wykładowca nie chciał czytać o mpdziaku. Jego strata. My jednak planujemy kolejne spotkania. Podczas naszej optymistycznej wymiany zdań konsensus był jeden. Asystent potrzebny praktycznie od zaraz. Głównie do poruszania się. Być może ktoś taki się wreszcie pojawi. Pozwoli mi to znacznie szerzej rozwinąć skrzydła, a jednocześnie odciąży odrobinkę mych kochanych najbliższych. W ogóle dziewczyna, która przekroczyła próg mojego pokoju, aby wypełnić ankietę do programu asystentury, me osobiste upodobania muzyczne "zobaczyła" od razu. Po wysłuchaniu mej historii powiedziała, a właściwie powtórzyła  jedno pytanie. Nie chciałabyś wspierać innych podobnie do Nicka Vujicic'a? Mam mieszane uczucia. Czy ja robię coś niezwykłego, żyjąc?  Na razie to bym chciała zostać osobą z asystentem osobistym.

wtorek, 5 maja 2015

Wir wrażeń

Smile
Należałoby wreszcie, to uczynić. Przeprosić. Moje otoczenie, zarówno te wirtualne i jak te realne utwierdzało mnie w przekonaniu, jaka to jestem dzielna i wielka. Moja wewnętrzna akceptacja siebie zadziwiała i innym, często młodszym ode mnie, była stawiana za wzór. Troszeczkę mi to schlebiało, ale tylko na początku. Nie tak dawne wydarzenie, pokazało mi, że na owe stwierdzenia zasługuje ktoś zupełnie inny. Parę dni temu, w Wielkopolsce odbyło się niezwykle spotkanie. Kongres motywacyjny "Życie bez ograniczeń".Gdy mamusia poinformowała, że do Poznania wyrusza grupa z Ostoi, czyli naszego stowarzyszenia. Nieśmiało zapytałam czy mogę również im towarzyszyć. Pozytywna odpowiedź bardzo mnie ucieszyła. Dlaczego chciałam tam pojechać? Z ciekawości, podsyconej dwoma powodami. Odkąd pamiętam, fascynowała mnie kampania prezydencka rodem zza oceanu. Lubiłam patrzeć na tą wspólną zabawę wyświetlaną na szklanym ekranie. Stadiony wypełnione po brzegi, żywa muzyka i prelekcje. Chciałam czego podobnego kiedyś doświadczyć. Teraz nadarzała ku temu  znakomita okazja. Bilety naszej kilkunastoosobowej ekipie zasponsorował ktoś wyjątkowy. Szczerze? Kolejny powód do radości. Usytuowano nas na górnej trybunie stadionu Lecha Poznań. Długo tam nie wytrzymałyśmy z mamitką. Szybki zjazd windą na parter, potem bocznymi drogami ekspresowo poszłyśmy pod scenę. Zaprawa koncertowa zrobiła swoje. Na płycie było znacznie cieplej i weselej aniżeli na górze. Świetne humory dopisywały wszystkim.
Część wrocławskiej ekipy z rąsi obecnego na fotce :-)
Wieczorem na scenie pojawił się ten mówca motywacyjny dla którego pokonaliśmy kilometry. Nick Vujicic.
Fenomen tego niezwykłego człowieka do tej pory dział się gdzieś obok mnie. Cyrk motyli rzecz jasna obejrzałam, wydawnictwa nabyłam. Nie do końca rozumiałam czego ludzie mi wówczas zazdrościli. Wszystko stało się jasne, gdy zobaczyłam uśmiech. Opowieść oczarowała. Nieco inna, choć tak podobna. W pewnym momencie życia również się buntowałam. Aż wreszcie, fizyczność przyjęłam, jako dar. Nie przekleństwo.

sobota, 4 kwietnia 2015

Spojrzenia

"...W życiu najtrudniej
Nauczyć się żyć..."
 Dżem "Chleb z dżemem"

Jak żyje trzy dekady na tym świecie, razem z niepełnosprawnością, nigdy nie oczekiwałam specjalnego traktowania. W ogóle mam jakąś taką swoistą alergię na to słowo. Budzi ono we mnie wydźwięk raczej negatywny. Nie oszukujmy się. Większość społeczeństwa, po usłyszeniu owego stwierdzenia myśli zazwyczaj: bariera dystans, niepewność i strach. Każdy się boi tego czego nie zna. Niezależnie, czy boryka się z niepełnosprawnością, czy nie. Życie składa się zarówno z sukcesów jak i porażek. Pierwsze buduje owszem, ale czy drugie zawsze rujnuje?





Mnie uczyło. Wzmacniało w pewnym sensie. Nigdy też nie uciekałam od mojego stanu fizycznego. Jest częścią mnie, podobnie jak włosy, czy oczy. Wychodziłam także od najmłodszych lat do ludzi. Zwłaszcza tych w pełni sprawnych. Niech patrzą, i się przyzwyczajają, a co tam! Przecież żyjemy na jednej planecie. Te światy powinny współgrać. Podwórka, teatry, kina, filharmonia. W dorosłości to ostatnie miejsce zastąpiły ostrzejsze koncerty. Pewna forma uspołeczniania, a może raczej uwrażliwienia. Na swoiste różności nasze. Dlaczego nie napisałam "inności"? Też nie lubię tego określenia. Nie czuję się inna. Zaczęłam od dziecka, wierząc, że zaowocuje to obopólnie pięknym, niezapomnianym doświadczeniem. Ubogaci zarówno mnie oraz zdrowych rówieśników. Czy najbliżsi bali się moich porażek i próbowali przed owymi uchronić? Oczywiście, że tak. Jak większość rodzin, zwłaszcza matek. Jednak trzymanie pod swego rodzaju bezpiecznym kloszem nic dobrego nie przynosi na dłuższą metę.





Nie da się ocalić latorośli przed codziennością cały czas. Niekiedy nie zawsze kolorową i bajkową. Czasem wręcz brutalną w swej prawdziwej postaci. Lepiej, aby się doznało tej lekcji będąc dzieckiem. Skala rozczarowania jest wówczas mniej bolesna. Sprawy trudne wyjaśniano, tłumaczono. Nie było ucieczek. Przynajmniej u mnie. Choć rodzicielski niepokój zawsze będzie, ja już się nie boję. Żyć!

wtorek, 10 lutego 2015

M jak maximum mocy muzycznej

Urodziny wyjątkowy czas. Jeśli zaś idzie o ich obchodzenie? Monotematyczna chyba jestem, ale to mych najbliższych stwierdzenie. W tym roku tradycji zadość również stać się musiało. Zwłaszcza, kiedy się ulubiony wokal w swym rodzinnym mieście miało. Najwspanialsza mamusia od listopada o terminie świętowania wiedziała i zbytnio nawet nie protestowała. Też ów głos szanuje, za co jej serdecznie dziękuję. Znajomi, ze wschodu i centrum Polski przyjechali, byśmy wspólnie trasę Maćka Balcara rozpoczynali. Podczas całego inaugurującego koncertu pięknie, wzruszająco było, jednak usłyszawszy ostatnią część seta, poczułam jakiś taki dziwny żal. Szczególnie, gdy inni koncertowicze pytali, czy Oleśnicy nie odwiedzimy. Przecież miasto leży bardzo blisko stolicy naszego województwa. Zapewniwszy muzyków na po koncertowym spotkaniu o naszej gwarantowanej bytności w rodzinnym mieście Maćka, Ostrowie Wielkopolskim, udaliśmy się do domów. Tam? Szara codzienność. Praktyki, praca.
Wrocław 23.01.15
Fot. Sebastian Kończyło
Sygnał sms'a od koncertowego kompana rozjaśnił ten marazm w trybie przyśpieszonym. Oleśnica jedziemy. Ja na to jak na lato. Mamitka również ochoczo przystała. Szykował się cudowny weekend z ciepłym głosem i równie wartościowymi muzykami. Bajka. Gdy już dotarliśmy na miejsce, entuzjazm trochę mnie opuścił. Dlaczego? Schody, duża ilość. Ot, po prostu. Kolega zapewnił, że obsługa została poinformowana, wpuszczą nas innymi drzwiami, poza tym beze mnie, nie idą. Strasznie miłe uczucie. Zanim ostatecznie je udostępniono ucieliśmy sobie miłą pogawędkę z muzykiem. Wirtuozem skrzypiec, a zarazem bardzo skromnym człowiekiem. Urzekł nas nie tylko swoją grą. Chwilę później szliśmy ciemnym korytarzem. Mamcia mnie nagle szturchnęła. Miałam, "coś" zobaczyć. Z moim krótko widzeniem, bez okularów? Jasne. Na całe szczęście Maciek pierwszy się odezwał. Odwzajemniłam pozdrowienie. Koncert zaczął się chwilę później. Dając mi najpiękniejsze wspomnienie. Ilu z Was wskutek dialogu z uwielbianym artystą ze sceny usłyszało miano najwierniejszego fana? Wzruszenie wraz ze zdziwieniem wypełniało moje serce, kiedy  publika biła dla mnie brawa. Koleżanka nagrała naszą rozmowę tworząc coś niezapomnianego. Dla mnie. Myślałam, że to już koniec. Ale nie. Podczas kolejnego podpisywania autografów, złapał córcie na ręce i kucnął obok mnie. Na koniec powiedział "Ale masz pięknie zdjęcie".

Piękna fota
Oleśnica 31.01.15
Fot. Magdalena Antoniak








Trzeba było wracać. Szykować się na ostatnią, osobistą odsłonę tej solowej trasy. Wszystko się skumulowało. Serdeczność muzyków, rodzinne miasto, słowa o fanach.. Po raz enty, przez tego niezwykłego Człowieka czułam wzruszenie. Uwieńczenie tamtego dnia? 
Skrzypki i gitara.  

Muzycy Maćka i ja
Ostrów Wielkopolski 1.02.15
Fot. Sebastian Kończyło

Najpiękniejsze urodziny.

wtorek, 6 stycznia 2015

Pozytywistycznie

Nowy rok? Cyfry tylko zmieniamy i dalej do wagonu zwanym pędem życia wsiadamy. Plany? Marzenia? Niech w moim życiu się wszystko na lepsze zmienia. Tej najważniejszej oby zdrowie wciąż dopisywało i nadal pasję córy akceptować się chciało. Może banał, ale bardzo ważny i potrzebny do działania. Dalej nie planuje, ponieważ życie ostatnio nad wyraz pozytywnie zaskakuje.

Jeśli marzenie radiowe by się nie ziściło, zapewne nowe wrota nadziei by otworzyło. Jak zawsze. W zeszłym roku zbyt wielu fajnych rzeczy nie oczekiwałam, a i tak sporo dobrego od losu dostałam. Czy może ciężko sobie na wspomniane zapracowałam. Hardem ducha, oraz pozbycia się dozy nieśmiałości. Wszak dzięki temu również się bogacimy i niekoniecznie o zerach na koncie mówimy. Nastawienie i uśmiech działają cuda. Wówczas nie jedną, a wiele trudności pokonać się uda. Zwłaszcza, gdy ma się kogoś tak niezwykłego u swego boku. Cichego, a jednocześnie tak walecznego - własną mamę. Każda taka jest powiecie. Może, ale moja jest osobistym wspomagaczem i dopingiem, doprowadzaczem do ładowarki o złotych włosach. W sferze muzycznej zapytacie. Również, ale nie tylko. Był taki jeden dosłownie słodki wieczór, gdzie te ukochane dźwięki zeszły na dalszy plan bynajmniej dla mnie. Tamtego listopadowego dnia znacznie bardziej cieszyły się oczy aniżeli uszy. Energią bijącą zewsząd. Zarażającą niczym pozytywna epidemia trzymająca bardzo długo. Czasem naprawdę tak mało potrzeba. Gdy pewnych, pięknych rzeczy się dowiadujesz większego kopa energetycznego już nie potrzebujesz.

Miniony roczek niemal na odchodnym mnie poinformował, iż dwie niespodzianki na nadchodzący dla mnie przygotował. W najwspanialszym, zacnym gronie urodziny me niedługo świętujemy. Wierzę, że wszyscy się owego spotkania doczekać nie możemy.Czarodziej gitary, pianina, harmonijki i głosu to potrafi. Przenieść słuchacza do pięknego świata muzyki. Po jednym wieczorze tak wysoko się unosisz, iż podświadomie o więcej prosisz. Pozytywizm Cię prześladuje, którego każdy z nas potrzebuje.Czarodziej gitary, pianina, harmonijki i głosu to potrafi. Przenieść słuchacza do pięknego świata muzyki. Po jednym wieczorze tak wysoko się unosisz, iż podświadomie o więcej prosisz. Pozytywizm Cię prześladuje, którego każdy z nas potrzebuje.