Towarzysz trzyma mnie w ryzach mimo, że miałam praktycznie tylko leżeć według lekarzy. Komunikuje się werbalnie nawet w języku angielskim, a miałam nie mówić zupełnie nic. Wiem że to dar od losu i że nie wszyscy tak mają to uczy pokory.
Od dekady pracuje, czyli się również rehabilituje zawodowo. Nie jest to zajęcie wymarzone, ale je mam. Jak ktoś słusznie zauważył osoby z niepełnosprawnością mogą podjąć zatrudnienie, jeśli zechcą pomimo pobieranych rent. Wariantów jest kilka. Co mi to daje? Zasadniczo satysfakcje. Poczucie, że poprzez swoją pracę mogę docenić wysiłek innych. Chociażby tatuażystów czy wokalistów. Płacąc za bilet czy dziarkę. Głupio bym się czuła dostając wszystko za darmo. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że to nie leży w mej naturze.
Nie bez znaczenia jest również fakt, że mogę wnieść swój wkład w domowy budżet.
Moja przyszłość o której myślę? Najdalej ta do końca roku, a i tak niesprecyzowana. Wszak czas i okoliczności mogą wszystko zmienić choćby jutro.
Studia też rozpoczęłam i skończyłam bo, chciałam. Nie dostałam dyplomu za uśmiech. Tak samo jak moi pełnosprytni koledzy poświęcałam weekendy, byłam pytana. Niekiedy też narzekałam na sesje.
W telewizji słyszę o jakimś dodatku rehabilitacyjnym i już drżę na samą myśl. Boję się, że on "zmusi" mnie do siedzenia w czterech ścianach, a ja chcę być aktywna nadal. Na miarę swoich możliwości. Nie zabierajcie mi tego. Wiem, że jest trudno popatrzeć indywidualnie. Przecież mnie nikt o zdanie nie zapyta. Jedyne o co proszę to nie wrzucajcie wszystkich do jednego worka, tylko dlatego, że jest pojemny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz