Maćkowatość na... dżemowaniu
|
Mój "informator" |
|
Wołów 2013 |
Wakacje. W czasach podstawówki zawsze czciłam
pierwsze dni końca szkoły występem gwiazd muzyki na tzw. wolnym powietrzu.
Wówczas był czas. Kasa nie była potrzebna. Imprezy pod chmurką zazwyczaj są
darmowe. Taka okazja nadarzyła się i w tym roku. Okazja nie byle jaka.
Dżemowanie w pobliskim Wołowie. Akcja pod kryptonimem „koncert wyjazdowy”
rozpoczęła się od słów Maćka, kiedy to Justyna w rozmowie po koncercie
wspomniała mu o mnie. Początkowo, gdy mi powiedziała, że „Jezus”, coś mi
przekazał wystraszyłam się. Przecież różnie mogło być. Wiadomością była data
koncertu. Pozostało wcielić informacje w czyn. Ekipa zebrała się bardzo szybko.
Mamusia znowu mi towarzyszyła, sprawne nogi przymusowo zrezygnowały, ponieważ w
szpitalu wylądowały… Dochodząc na miejsce czułam już pierwsze powiewy „Bocznego wiatru”,
sygnalizujące wyśmienite show. Scena
ustawiona w mały kwadrat, a w jego środku Harley’e ustawione w dwurzędzie.
Chciałam stać jak najbliżej Dżemów.
Przesympatyczni ludzie, bez mrugnięcia okiem, przepuścili mnie tuż przed lewą
barierkę. Dziewczyny stojące blisko patrzyły na mnie z podziwem, nie tylko z
powodu skazanego t-shirt’u. Pozytywnie zaskoczyła ich także znajomość całego
Wołowskiego seta. Tracklista wyciągnięta niczym z marzeń. Było wszystko to, co pragnęłam usłyszeć
Nie wiem czy ktoś z dżemowych tudzież Maćkowych współpracowników, czyta „o
czymś myślą” fani? Doczekałam się niezwykle rzadko granego muzowego utworu live
„Nie patrz tak na mnie” .Być może to przez miejsce. Bawiliśmy się wyśmienicie. Zresztą nie tylko
my .Maciek aż kipiał radością. Przez sekundę naprawdę się zastanawiałam ,czy,
aby na pewno Dżemuje? Przeważnie w tak doskonałym nastroju to „Jurand” jest na swym solowym
show, cały dla zgromadzonej widowni, kiedy
czuje wsparcie tylko, jako Maciek Balcar wspaniały artysta, a nie
człowiek nieustannie mierzący się z owianą legendą postacią Ryśka. Po prostu,
za słowami mej mamy, przechodził samego siebie. Było, więc „wkręcanie żarówek”
rękami, trzykrotne powtarzanie fraz wokalnych, zagrzewanie do klaskania oraz
tańce „a’la Maćkowatość”. Serce się
radowało. Kilkakrotnie wyrwało mi się z piersi baaardzo radosne „Macieeeek” .
Wyśpiewał nam jeszcze, że razem z chłopakami ,że„.. ”mają forsę i wolny czas”,
proponowali zbudowanie nowego świata w „Piosence ekologicznej”, w myśl zasady w
życiu piękne są tylko chwile. Nie było zarówno tam ani w prośbę o nowe lokum do Najwyższego ani krzty
naiwności. Niesieni owym nurtem ruszyliśmy „Do przodu” w poszukiwaniu ukochanej
przez masy „Kołyski” . W trakcie wędrówki dosiedliśmy stojących maszyn i.. była
„Victoria”. Opijaliśmy zwycięstwo „whiskaczem” , a kaczora zostawiliśmy w domu
z czerwonej pięknej cegły. Jak to zawsze bywa na budowie, ktoś się gubi… Nasz
Autsajder postanowił jednak pozostać w Wołowie .., na stałe. Niesiona na po koncertowej fali udałam się do
sklepiku nabyć kolejny model koszulki.
Niestety tym razem nie dane mi było podziękować informatorowi osobiście
za informacje, ale wierzę, że zrobię to jeszcze wiele razy.
Ewa, zazdroszczę bo wieki całe ich nie widziałam... dzięki Tobie mogłam posłuchać, za co bardzo dziękuję :* Kocham takie koncerty kiedy ze sceny tzw "iskry idą" wtedy to nawet do domu nie chce się wracać, a jak dorzucą takiego seta... szkoda tylko że nie doszło do spotkania, oczekuję i proszę o więcej zdjęć bo jest mi mało buziaki
OdpowiedzUsuńOj faktycznie działo się. Odniosłam wrażenie,że "dżemowa część" mojego miasta odbiła sobie tą majówkę. Kochana za posłuchanie nie ma za co.:* Fotek mam tylko tyle, ile na fb.Były robione kiedy jeszcze było "jasno", a poza tym ciężko było złapać panów stojących bo ich nosiło pozytywnie Spotkania też nie mogę odżałować, ale jeszcze zdążę mu podziękować
UsuńŚciskam turnusowiczów