niedziela, 8 września 2019

Asymilacja (nie)pełnosprawna

Zapewne większość z was zdążyła się już zorientować ze zdjęć czy niektórych wpisów tutaj zamieszczonych iż moje szczenięce poczynania przypadły na wczesne lata dziewięćdziesiąte. Wszystko się wówczas zmieniało w naszym kraju, rodziło jakby na „nowo”. Okres, w którym zabawy w zasadzie wyznaczała kreatywność i wyobraźnia. Czas, gdzie pewne rzeczy trzeba było stworzyć od podstaw. Często metodą prób i błędów. Jak w tym wszystkim ma się odnaleźć ktoś ze sporymi kłopotami werbalnymi, ruchowymi i manualnymi?
Piję sama
Asymilacja na wielu płaszczyznach. Oto jest odpowiedź. Gdy moi „chodzący” członkowie rodziny, koleżanki i koledzy grali w typowe gry podwórkowo ruchowe, jako ich pełnoprawny uczestnik, byłam sędzią. Takim ostrym, który nie naginał zasad w żadną ze stron. W grze „Twister” mogłam wymyślać dla współgraczy najbardziej oryginalne figury. Całkiem legalnie. Rozumieli mnie. Bardzo rzadko okazywałam im wtedy swoje dobre serce, co w ostatecznym rozrachunku wywoływało mnóstwo szczerego śmiechu zgromadzonych.
Kiedy trzeba było mieć w zeszycie „wróżbowym” następny „wzór” na konkretne części ciała malowałam je słowem. Ktoś inny przekładał wizje na papier. Podobnie powstały „Złote myśli”. Ozdabiania ścian? Padały pytania „gdzie”? oraz „którego?”, wówczas najczęściej słyszane z ust kuzynki. Wskazywałam miejsce i wokalistę. Upodobanie do złotowłosych z niezwykłymi gardłami trwa.
Przystosowanie fizyczne wymagało odrobinę większego zaangażowania. Ale dałam radę. Pragnienie zbytniego nieodstawania od reszty było zbyt silne. Wiecie motywacja. Pod postacią rozrywki, smaku zapachu. Tak kusiła, że nawet tą swą nie do końca sprawną łapką nauczyłam się obsługiwać tradycyjne oprzyrządowanie komputera lub poszczególnych elementów zastawy stołowej.

Piszemy ;)
Nauka pisania, standardowym długopisem, które przecież jest czymś oczywistym dla wielu. Jako dziecko tego nie lubiłam. Dziś będąc już dorosła mogę „podziękować” tylko w jeden sposób. Kładąc kwiaty na grobie tego, który pokazał mi, że potrafię pisać czytelnie nie odrywając dłoni. Ćwiczył to ze mną z uporem maniaka kilka razy w tygodniu, pomimo wyraźnych sprzeciwów. W dużej mierze dzięki niemu podpisuje się dziś ręcznie na dokumentach czy innych rzeczach. Dlatego kiedyś pojadę na małopolski cmentarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz