niedziela, 9 grudnia 2018

Sobotnie czary bucików

Fot. Anna Kozłowska
Gdybym zapytała ludzi spoza województwa Dolnośląskiego lub obcokrajowca z czym im się kojarzy stolica regionu? Przypuszczam, iż wśród odpowiedzi usłyszałabym: wrocławskie krasnale, hala stulecia, mosty czy wreszcie Gitarowy Rekord Guinnessa i towarzyszący temu wydarzeniu cykl koncertów zwany 3 majówką. Taka jest prawda.
W ostatnich miesiącach roku od kilku lat mamy coś co ponownie przyciąga na rynek zarówno nas mieszkańców, jak i przyjezdnych z różnych stron Polski czy świata. Nie inaczej jest podczas tegorocznej edycji tego szczególnego czasu sygnalizującego, że te najpiękniejsze święta nadchodzą. Czekają, aby się rozsiąść na dobre praktycznie tuż za rogiem. Pomalutku roznosząc swoje własne piękno.
Fot. Anna Kozłowska
Czym dla mnie osobiście jest Jarmark Bożonarodzeniowy? Poza wyżej wymienionymi czynnikami okazją do spotkania z ludzikami z którymi taki szalony człowieczek chce się naprawdę spotkać. Moje ludzkie anioły, poza osobistym matczynym, zaczęły zjeżdżać do Wrocławia już w listopadzie więc i ja z niewymuszoną radością nasiąkałam urokiem drewnianych jasnobrązowych chatek. Wewnątrz każdej kramarze z asortymentem wszelakiej maści.



Znacznie większą wartość tych wyjątkowych sobotnich spotkań, szczęśliwym trafem następujących po sobie, stanowiły wspólnie spędzone godziny, a ściślej rzecz ujmując ich jakość. To cenie najbardziej. Czyż nie o to chodzi nie tylko w przedświątecznym zabieganiu? W tle swojskich, naturalnych, ciepłych rozmów błyskawicznie ubywało zawartości mikołajkowych bucików. Wypicie grzanego wina lub gorącej czekolady stało się niepisaną tradycją. Okolicznościowe dzbanuszki, po opróżnieniu, dla wielu obecnych zamieniły się w pamiątkę z pobytu na wrocławskim jarmarku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz