Karteczki jedna z pierwszych kolekcji (żródło) |
Przewracałam je, patrzyłam jak zaczarowana i już kilka dni później stałam się podobnym do niego chomikiem zbieraczem.
Takie, swego rodzaju, gromadzenie miało jeszcze jeden bardzo pozytywny aspekt. Wówczas, kiedy Internet nie był tak bardzo rozpowszechniony, dzięki temu nawiązywałam pierwsze relacje z rówieśnikami, zwłaszcza tymi pełnosprytnymi. To przełamywało początkowe, obustronne, wewnętrzne bariery we wzajemnym kontakcie. Osoby postronne niejednokrotnie gratulowały i czasami ten sam pomysł wdrażały. Nagle okazywało się iż pomimo mego czterokołowego towarzysza, będąc w tak zwanej normie intelektualnej, niczym specjalnym się od nich nie odróżniam. Możemy rozmawiać o czymś praktycznie bez przerwy. Wystarczył fragment garderoby z ulubionym motywem, album wypełniony określonym zbiorem, płyta czy notesik. W pewnym okresie pomogła także koszulka angielskiego klubu piłkarskiego, którą nosiłam. Bliscy zazwyczaj nie mieli większego kłopotu z tym co mi podarować z tytułu najrozmaitszych okazji, trzeba było tylko pójść moim śladem. Tak mi zresztą zostało do dziś, z wiekiem zmieniałam tylko asortyment.
Ha, ha, a wiesz że ja też miałam taki albumik z tymi małymi karteczkami z "Króla lwa"? A potem segregator z wpinanymi kartkami. Kurcze, jakie to były cudowne czasy...
OdpowiedzUsuńTo prawda. Cudowne czasy.
Usuń