Parę dni temu na jednej z ostatnio polubionych przeze mnie stron na Facebooku jej właściciel zadał jedno pytanie. W komentarzu bez wahania odpowiedziałam twierdząco. Tak, kocham swoje życie. Zasadniczo i całokształtowo. Jestem za nie wdzięczna. Z Mózgowym Porażeniem Dziecięcym. Wyrok? Nie dla mnie, można przecież z tym funkcjonować jeśli tylko się chcę. Ale tak naprawdę z głębi siebie. Wszak ci potocznie sprawni zapewne też posiadają ograniczenia, które pokonują każdego dnia. Na swój sposób darze również uczuciem tego mego wiecznego towarzysza. Nigdy mnie nie porzuci, niezależnie od mojego samopoczucia. Mogłabym rzec partner idealny. Swoisty związek do końca. Trzyma mnie w swych objęciach i dzięki temu czerpie z życia ile się tylko da. On nie ocenia. Tylko czasem daje mi do zrozumienia, że już czas wymiany na nowszy model. Ma prawo być zmęczony.
Tyle wspólnych kilometrów za nami w błocie, na asfalcie i innych podłożach. Cena? Nie będę ściemniać, że malutka, ale to co dobre musi przecież kosztować, dużo. Jeśli dobre anioły pozwolą wymienię go w najbliższej przyszłości. Znajomi również robią, co mogą chociażby puszczając mą prośbę dalej. Ludzie nie pomagają? Ostatnie, bardzo osobiste, wydarzenia znowu obaliły krzywdzący stereotyp. O tym jak czy w ogóle będę w stanie spłacić ten ogromny dług wdzięczności pozostawiam w ich gestii. Jedyne, co nas różni z autorem wpisu, to brak wynagrodzenia za największą miłość. Moje przeróżne teksty na razie powstają non profit, nie licząc bezcennych słów uznania. Robię wszystko co w mojej mocy by to zmienić. Czasem nasze marzenia wymagają ogromu pracy, ale warto podjąć wysiłek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz