wtorek, 5 marca 2013

(Nie)normalne dzieciństwo?



Dzieciństwo. Każdy ma jakieś osobiste wspomnienia związane z tym okresem.  Gdy teraz włączyłam  taki mój swoisty melancholijny powrót do beztroski stwierdzam, że w zasadzie zapisały najmilej  się w mej pamięci dwa. Rower oraz przyjaciel z dzieciństwa Jakub.
ja i rower
nierozłączny dwuletni duet
1994r.

Chyba każde dziecko o nim marzy ja również nie byłam odosobniona w tym pragnieniu tym bardziej, że odczuwałam jeszcze większą potrzebę swobody niż inni…  Z racji, że mój nie mógł być taki sieciowo sklepowy, pojechaliśmy po niego, aż na Górny Śląsk do Tychów. Dopasowywanie wszystkiego względem mnie, pasków przywiązanych do pedałów i innych małych, lecz istotnych rzeczy trwało kilka minut. Pan konstruktor robił wszelkie pomiary, a ja? Siedząc na siodełku mierzyłam wzrokiem w tym czasie raz po raz to sprzęt, to pustą o  poranku asfaltową drogę… Miałam szalone myśli… Przemiły pan zrozumiał i powiedział tylko: Jedź. Ten rodzaj swoistej wolności wiatr we włosach. Już  wówczas coś nas połączyło przemierzaliśmy wspólnie rożne drogi zakamarki i ścieżki, szybciej lub wolniej. W zależności od siły mych nóg danego dnia. Jedno z wielu miłych wspomnień rehabilitacyjno ruchowych. 
Drugim niezwykle istotnym aspektem był kontakt z rówieśnikami. Mieszkając, jako mała dziewczynka, na czwartym piętrze bez windy ten kontakt był znacznie utrudniony, ale ktoś na górze chyba nade mną czuwa, lub chce abym jeszcze coś zrobiła  na tym świecie. :-).
My
ja, Kuba oraz nasza grupowa świnka
1990r.
Nad nami mieszkała rodzina z synami, młodszy był z mojego rocznika, starszy, rocznik mego brata. Któregoś dnia Kuba przyszedł tak po prostu. Zaczęliśmy rozmawiać.  Mielimy wiele wspólnych tematów i… nie wiadomo kiedy minęło kilka godzin…
Od tamtej pory nasze spotkania sąsiedzkie odbywały się kilka razy w tygodniu. Podczas wspólnych zabaw zapominaliśmy o upływającym czasie… Do momentu dzwonka naszych drzwi, naciśniętego przez sąsiadów, sugerującego... dość późną porę na odwiedziny. Nasza wspólna rozpacz nie miała wówczas końca. Podczas jednego z takich odbiorów mama Kuby zapytała nas, czy bym nie chciała chodzić do przedszkolnej grupy, na czas zabaw do której uczęszczał mój przyjaciel. Rozmawiała już nawet o tym z paniami i dyrekcją. Nie robiły problemu…
Gdy nadszedł wreszcie ten dzień cieszyłam się, nie było we mnie, ani odrobiny niepokoju, bo przecież nie byłam tam sama…
Dzieci rzecz jasna zadawały standardowe pytania, ale zanim łapałam powietrze, aby odpowiedzieć moi grupowi nowi znajomi już ją dostawali od... Kuby. Z czasem moja fizyczność stała się dla nich czymś oczywistym. Razem opiekowaliśmy się grupowym zwierzakiem – świnką morską i czułam się w pełni akceptowana.
Niestety kontakt z Kubą się zerwał z chwilą mojej przeprowadzki do obecnego miejsca zamieszkania, ale dziękuję za jego obecność.     

4 komentarze:

  1. Ewcia gdyby nie twój przyjaciel wózek pewnie twoje dzieciństwo niczym nie różniłoby się od rówieśników, podziwiam mamę widać ze dla ciebie ściągnęłaby gwiazdkę z nieba :*
    uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starała się to fakt, ale wiesz co? Czytając historię pewnego chłopca i jego mamy, to jakbym czytała o sobie i swojej mamie.
      Ściskam

      Usuń
    2. może te mamy kochają swoje dzieciaki z całych sił, jakby chciały wynagrodzić im swoją miłością ich niestandardowe dzieciństwo ;)
      wierzę, że kiedyś ją poznam - twoją mamę ;*

      Usuń
    3. a ja wierzę że poznam pewnego 8 latka, którego dobrze rozumiem

      Usuń