wtorek, 5 maja 2015

Wir wrażeń

Smile
Należałoby wreszcie, to uczynić. Przeprosić. Moje otoczenie, zarówno te wirtualne i jak te realne utwierdzało mnie w przekonaniu, jaka to jestem dzielna i wielka. Moja wewnętrzna akceptacja siebie zadziwiała i innym, często młodszym ode mnie, była stawiana za wzór. Troszeczkę mi to schlebiało, ale tylko na początku. Nie tak dawne wydarzenie, pokazało mi, że na owe stwierdzenia zasługuje ktoś zupełnie inny. Parę dni temu, w Wielkopolsce odbyło się niezwykle spotkanie. Kongres motywacyjny "Życie bez ograniczeń".Gdy mamusia poinformowała, że do Poznania wyrusza grupa z Ostoi, czyli naszego stowarzyszenia. Nieśmiało zapytałam czy mogę również im towarzyszyć. Pozytywna odpowiedź bardzo mnie ucieszyła. Dlaczego chciałam tam pojechać? Z ciekawości, podsyconej dwoma powodami. Odkąd pamiętam, fascynowała mnie kampania prezydencka rodem zza oceanu. Lubiłam patrzeć na tą wspólną zabawę wyświetlaną na szklanym ekranie. Stadiony wypełnione po brzegi, żywa muzyka i prelekcje. Chciałam czego podobnego kiedyś doświadczyć. Teraz nadarzała ku temu  znakomita okazja. Bilety naszej kilkunastoosobowej ekipie zasponsorował ktoś wyjątkowy. Szczerze? Kolejny powód do radości. Usytuowano nas na górnej trybunie stadionu Lecha Poznań. Długo tam nie wytrzymałyśmy z mamitką. Szybki zjazd windą na parter, potem bocznymi drogami ekspresowo poszłyśmy pod scenę. Zaprawa koncertowa zrobiła swoje. Na płycie było znacznie cieplej i weselej aniżeli na górze. Świetne humory dopisywały wszystkim.
Część wrocławskiej ekipy z rąsi obecnego na fotce :-)
Wieczorem na scenie pojawił się ten mówca motywacyjny dla którego pokonaliśmy kilometry. Nick Vujicic.
Fenomen tego niezwykłego człowieka do tej pory dział się gdzieś obok mnie. Cyrk motyli rzecz jasna obejrzałam, wydawnictwa nabyłam. Nie do końca rozumiałam czego ludzie mi wówczas zazdrościli. Wszystko stało się jasne, gdy zobaczyłam uśmiech. Opowieść oczarowała. Nieco inna, choć tak podobna. W pewnym momencie życia również się buntowałam. Aż wreszcie, fizyczność przyjęłam, jako dar. Nie przekleństwo.