sobota, 13 września 2014

Wyjątkowi


Nad polskim morzem zawsze jest kilka pewniaków.  One dają człowiekowi  poczucie, że jest u kresu podróży. Niezależnie od wybranej miejscowości. Smażalnie, kawiarnie, czy stragany z pamiątkami tworzą alejki. Podobnie jest z muzyką, Wypływa niemal z każdego zakątka. Przedostatniego wieczoru słuchałyśmy Do Kołyski. w interpretacji nastolatka. Karaoke. Letni standard.
Zrobiło mi się jakoś smutno. Dawno nie słyszałam tego w oryginale, z ust autora tekstu, na żywo.  
Godziny popołudniowe dnia następnego. Pałaszowałam właśnie pyszny koktajl truskawkowy, kiedy telefon zadrżał w charakterystyczny sposób. Wewnątrz była propozycja kolejnego wspólnego koncertu wiadomego zespołu. Kotek ze Shreka, tak mogę określić spojrzenie puszczone w stronę mamitki. Troszkę to trwało, ale w końcu  decyzja zapadła. Jedziemy.
Fot Magdalena Antoniak
Możecie się domyślać, jak się wtedy czułam. Roznosiła mnie pozytywna energia. Od południa zwarta i gotowa czekałam. Podróż śmignęła niczym trzask. Przejechałyśmy nawet przez pewne miasto niedaleko Kalisza.  Dość długie, ale na pewno nie małe. Na tyle urokliwe, że zapragnęłam kiedyś tam wrócić, aby posłuchać ukochanych nutek. Jeszcze kilka kilometrów i dotarłyśmy na stadion w Słupcy. Zanim jednak we trójkę ruszyłyśmy za tłumem, by mieć jak najlepszą widoczność seksteciku, trzeba było gdzieś zaparkować samochód. Chciałyśmy zrobić to jak najbliżej wejścia na wspomniany obiekt sportowy. Przemiły przedstawiciel mundurowej władzy lokalnej pokierował nas bardzo uprzejmie ku dobrej lokalizacji. Sprawdził jednak dyskretnie przy naszym wysiadaniu, czy my na pewno towarzysza posiadamy. Ba. Gdy chwilę później dowiedział skąd przybyłyśmy był w szoku pozytywnym.  Każdy ma jakiegoś... kręćka.  Tuż pod sceną zobaczyłam mnóstwo takich samych osób. Nieważne czy mieli t shirty.  Swój zawsze odnajdzie swego. Samego koncertu może nie będę opisywać. Wszak nagrania relacje i fotki krążą po wirtualnym świecie. Mówi się, że o udanym koncercie świadczą ludzie i ich zachowania. Coraz częściej można powiedzieć muzykom osobiście o swoich względem koncertu  i zrobić pamiątkowe zdjęcie. Mnie ów sposobność nadarzyła się kilkakrotnie. Nie mówię, że po każdym. Nie naciskam. Zresztą oni już rozpoznają i ludzi, doskonale wiedzą kto za nimi jeździ.W moim przypadku wszystko było jasne. Dla wyjątkowych ludzi. Zarówno niezwykłej szóstki  oraz w koszulkach, warto wyruszać dopóki starczy sił.

poniedziałek, 1 września 2014

Morska osada

Szum fal

Z młodzieńcem
Sierpień. Nawet nie wiecie, jaką radość wzbudza we mnie świadomość, iż on zawsze nadejdzie. Urlop. Dłuższy odpoczynek po męczącej rocznej harówce. Wysiłku, może nie tyle fizycznego, co bardziej psychicznego. Nie, żeby mięśnie nie pracowały.  Gdy lipiec puszczał swe ostatnie ciepłe promienie, jakby na pożegnanie, me myśli zaprzątało pakowanie. Wszystko po to, by pod osłoną nocy, dotrzeć do Sarbinowa.
Woding
 Do południa stopy na spotkania wołały pewne maszynki i łapki. Leżąc na sprzętach nawet się nie spodziewałam, jak w locie błyskawicy, się pewnym młodzieńcem oczarowałam. Każde nasze spotkanie umilał słodkim dziecięcym śpiewem, jak na czterolatka przystało. Zyskał na miejscu ludzi, którzy go w pełni zaakceptowali i vice versa. Szkoda, że nie zawsze to tak działa. Nie wygląd powinien świadczyć o tym czy polubimy, lub odrzucimy malucha.
Na pozostałe godziny w morskiej osadzie,  plan był banalny. Dużo plażowania niemalże na równi z wodnymi harcami. Pływanie na fali okazało się najwspanialszą formą ćwiczeń ruchowych. Oba najważniejsze punkty programu realizowałyśmy niemal codziennie. Nad morzem pogoda nieprzewidywalną bywa. Wiadomo.
Na palcach jednej ręki  policzę jednak dni kiedy, oczekując wyładowań atmosferycznych, grałyśmy w jedną z najbardziej popularnych gier planszowych. Na całe szczęście. Nie po to się jedzie wypoczywać, żeby układać tabliczki na zielonej planszy przypominającej krzyżówkę. W porze poobiedniej było mnóstwo kilometrów do pokonania. Żałowałam braku pewnej aplikacji w komórce, gdyż przepadło troszeczkę pieniędzy na rzecz dzieciaków.
W zamian za to z dumą na promenadzie prezentowałam komu swe serducho muzycznie oddałam.

muzyczna miłość
Podczas jednej z takich przejażdżek motor dojrzałam.Sami rozumiecie. Nie mogłam się utrzymać w ryzach towarzysza. Kiedy w tle podróży leciały Dżemy... Z mamitą wiedziałyśmy, że na koncert jedziemy. Ale o tym będzie... osobny wpis.
Maszyna