czwartek, 31 października 2013

Ekologiczny blues

Lipcowy zestaw
Lipiec 2013
Fot. Gosia Kubiak
Dla każdego, kto chociaż raz pozytywnie zachłysnął się twórczością muzyczną, koncert ukochanego bandu winien być niczym małe święto. Uroczystość wymagałaby odpowiedniej oprawy celebracyjnej. Wszystko jednak idzie w zapomnienie, gdy do dżemowania wkrada się strach. Straszny, paniczny wręcz nie do opisania. Nie, nie dlatego, że to była impreza zamknięta... Powód był bardziej prozaiczny. Show, na którym część publiki, to współpracownicy nie rozumiejący uwielbienia względem zespołu. Tak też było teraz.
Wrocławskie nadleśnictwo jest gospodarzem spotkań pt. "Zielono mi". Każde z nich ma zawsze inną formę artystyczną. Opatrzność, tęsknota za wokalizami Maćkowymi (od Kalisza minęło spooooooro czasu), czy też cokolwiek innego zesłała mi ich wreszcie. Kiedy pisałam na fejsie o swoich wątpliwościach dziewczyny mnie dopingowały odnośnie pójścia... Nawet wokalista stwierdził, że się widzimy za miesiąc dołączając do słów Indianerski uśmiech - ten sam niczym ze sceny, w której wręcza "pomocne" pióro Ryśkowi w "Skazanym". Byłam ugotowana! Pozostało tylko czekać, aż podadzą mi kolejną porcje Dżemu.
Kiedy jednak wybiła godzina "0" ktoś nieproszony znowu wrócił. Zamieszał w głowie tak mocno, że nawet dobór stroju stanowił meeega kłopot.. Na szczęście mamita była w pogotowiu przypominając, gdzie idę i na kogo powinnam  patrzeć. Wybór padł na lipcowy zestaw.Moi ukochani bluesmemi zaczęli grać pierwsze takty i moje obawy, co do seta, gdzieś uleciały. Bałam się że repertuar ze względu na okoliczność i dużej mierze przypadkowość widowni może być wyłącznie klasykowo standardowy. Zgromadzeni nie poznali od razu "Całej..., czy "Ekologicznej". Na szczęście panowie nic sobie z tego nie robili grając tak jak zawsze. Był więc autsajder biegający za kaczorem. Przyjaciel w czarnym kapeluszu kroczył dumnie pewną aleją do przodu, w poszukiwaniu kołyski zadając, przy tym naiwne pytania na przemian z diabelskimi żartami. Odniósł Victorie wjeżdżając na Harley'u, a Maciek powitał go swym "tańcem". Uwielbiam to :-))) Pomimo radości nie zapomniałam o strzałkach. To już nasza tradycja, kiedy którejś z nas nie ma na koncercie.

Hej
Pomiędzy jedną, a druga mamita znacząco mnie szturchnęła. Spojrzałam instynktownie w stronę głosu. Stał naprzeciw, patrzył w moim kierunku z wyrazem twarzy, który lubię ogromnie... To było tylko do mnie, nie jeden raz - kilkakrotnie. Miałam ochotę zejść... ze szczęścia. Ten szczery  gest był inny od naszych zdziwionych min parę minut później. W trakcie jednego z utworów na scenę wparowała dosłownie jakaś blondyna. Trzymając w ręku fioletowy bukiecik "uwiesiła się" na Macieju. Patrząc na to ze szczęką przy ziemi pytałam, gdzie są służby? Zostały przekroczone granicę, które według mnie, nie powinny zostać  przekroczone. Mina Maćka wyrażała to samo.                         
Niestety koncert jak każdy dżemowy, czy Balcarowy dla mnie za szybko miał swój finisz Gdy już odchodziłam jeden z ochroniarzy wręczył mi kostkę gitarową Adasia na jego prośbę. Miło. Chciałam podziękować. Niestety w zamian za to pogawędziłam z Jasiem. Okazało się, że wspólnie nie lubimy zbyt częstego śpiewania Whisky na koncertach. Ale dla równowagi musi być i słońce i... igrzyska
Odeszłam myśląc o kolejnym koncercie. Ściślej mówiąc chciałabym, aby nie było na nim wieszaków.



środa, 9 października 2013

Refleksyjnie


Min. dla nich warto
fot. Katarzyna Tatarczuk
Ostatnie wydarzenia skłaniają do refleksji... Polski naród jest jednak bardzo dziwny. Najpierw heroiczno - dramatyczny apel o zezwolenie na uśmiercenie, by następnie na łamach jednego z bardziej poczytnych portali informacyjnych opublikowany został list. Rodzicielstwo z sercem w tle, tak mogłabym scharakteryzować owy tekst. Mam w planach napisanie do niego swojego postcriptum. Po zagłębieniu się w jego lekturze zaczęłam rozmyślać nad niepełnosprawnością. Moją.  Wszystko zaczęło się pewnego zimowego dnia. Świat nieco wcześniej zawołał mnie na swe łono i zaczęła się walka. Jak to zawsze bywa w tego typu potyczkach o życie, są zarówno zyski, jak i straty. Plusem jest niewątpliwie roczne mieszkanie na najpiękniejszym i najmniejszym kontynencie - Australii. Pobyt tam bardzo dużo dał... Szerzej napiszę o tym za jakiś czas. Kolejnym plusem jest podobno :-P ma łatwość pisania... Minus - no dobrze, zamiast na dwóch nogach, chodzę na czterech. Może moja mowa troszeczkę się różni od znacznej części ludzi, ale jest. Wierzę, że osoby chcące mnie naprawdę zrozumieć - zrozumieją.  Chcieć, to móc.  Gdyby jednak los zadecydował inaczej na pewno znalazłaby się jakaś alternatywa komunikacji niewerbalnej. Kluczem poza doborem odpowiedniego sprzętu pomocniczego , jest  trafienie na odpowiedniego przewodnika ludzkiego; Wiem wiem różnie,  z tym bywa... Sama niejednokrotnie się poparzyłam na pseudo terapeutach. Jedna z nich natomiast, bardzo mądra  kobieta nawiasem, nie pozwoliła mi zwątpić we mnie, dając mi do zrozumienia,  że tylko nie chodzę... w pozycji standardowej :-P. Nawet z tym mogę dokonać wielkich - małych rzeczy. Wzięłam sobie jej słowa do serca i realizacja trwa po dziś dzień... Każdy z nas - osób z  niepełnosprawnością od urodzenia - ma na tym świecie, coś do zrobienia... Powiem więcej... Tego "czegoś" dokonujemy codzienne... wstając z łóżka , jadąc do pracy szkoły etc. Tylko - no właśnie - tego się nie pokazywało do tej pory. Może film p. Pieprzycy otworzy komuś oczy... na chwilę chociaż? Dotychczas szerzej w mediach brylowali w duuużym stopniu, powypadkowi niepełnosprawni. Niby wszystko fajnie, bo paraolimpiady itp. Ale...  od zawsze twierdziłam, że oni mają inną perspektywę. Mieli życie "przed" wypadkiem, amputacją itd. Mi niestety ten przywilej? nie był dany...Dlatego tak bardzo zabolały mądrości takiej osoby zarzucającej mi brak rozsądku , kiedy to zobaczył mnie w tłumie na koncercie hmm pisać kogo? :-P . Może i tak było, ale kto nie ryzykuje ten nie usłyszy  " Widziałem Cię ze sceny", lub  nie zobaczy tego uśmiechu z błyskiem w oku . Poza tym to była nasza wspólna decyzja. Moja i opiekuna. Bardzo długo wahałam, czy iść na kolejny. Ostatecznie przekonały mnie słowa przyjaciół i... pewien żółwik. My tez mamy prawo do życia. Nawet jeśli jest ono mniej interesujące od żywota niepełnosprawnego po wypadku, to dla nas... Jest jedyne i... bezcenne.